O humanistycznym pojmowaniu braterstwa i historycznym niepojmowaniu koincydencji
O humanistycznym pojmowaniu braterstwa i historycznym niepojmowaniu koincydencji
Fryderyk Papee, Jan Olbracht
W kwietniu 1490 roku zmarł król Węgier Maciej Korwin. Z poselstwem wyruszył polski kanclerz Krzesław z Kurozwęk, w których być może, już tej jesieni się spotkamy. Znanych historii mężów z Kurozwęk jest w omawianej dziś książce Fryderyka Papee aż czterech, a indeks osób kieruje nas do nich aż czterdzieści razy, co daje nam pojęcie o tym jak ważny i wpływowy był to onegdaj ród. Wracając do Krzesława z Kurozwęk, jechał on na Węgry, by wysondować możliwość osadzenia na tronie Jana Olbrachta. Podobno misji przeszkodziła gwałtownie rozpowszechniona plotka o skłonnościach Olbrachta do policzkowania magnatów i pogrzebała sprawę jego korony. Węgrzy wybrali króla ze sprawdzonym CV, czyli brata Olbrachta - Władysława Jagiellończyka, który mając w owym czasie lat 34 już od lat 19 lat królował w Czechach. Władysław był starszy od Olbrachta ledwie o 3 i pół roku więc bracia, których matką była Elżbieta Rakuszanka na pewno dorastali razem. Ponieważ na Węgrzech odbyły się dwie elekcje, a każda wskazała innego z braci, spotkali się oni pod Koszycami, które Olbracht (jak pisze Fryderyk Papee) dla nadania mocy i głośności swoim pretensjom, oblegał przy użyciu gdańskich dział.
Synów, przywołał do opamiętania ojciec – Kazimierz Jagiellończyk wysyłając swoich delegatów. Będący w słabszej pozycji (mniej wojska) Olbracht, był skłonny odstąpić koronę Węgier za cenę Siedmiogrodu, lecz ostatecznie zadowolił się księstwem głogowskim i prawie połową Śląska. Niestety sądząc po dalszym ciągu historii, Olbracht nadal czuł się niedowartościowany. Może dlatego, że nie został królem, a może dlatego, że miał ciągoty do krain południowych. Okazuje się bowiem, że do Głogowa i Śląska programowo nie zaglądał, za to koncertowo co się dało z nich wyciskał (za F. Papee):
„Wyciskał pieniądze na cele Głogowianom obce, gwałcił autonomię miejską i wywołał srogi bunt, krwawymi egzekucjami i brutalnym upokorzeniem Głogowian zakończony. (…) później (1508) stany głogowskie błagają króla Władysława, aby ich nigdy nie oddawał w obce ręce ze względu na „twarde obciążenie, biedy i troski”.
Pisząc o wyraźnym nieukontentowaniu młodszego z Jagiellonów miałem na myśli jednak nie sposób potraktowania braterskiego śląskiego prezentu, lecz samego brata. Korzystając z tego, że o tron Węgier upomniał się także późniejszy cesarz, Maksymilian, Olbracht wystąpił ponownie przeciw bratu, którego królewskich praw zdecydował się bronić Zapolya. „Bratnie” armie spotkały się pod Preszowem. Olbracht dysponujący ponad 4-krotnie, a według innych nawet 6-krotnie mniejszymi siłami, chciał sobie chyba sprawić noworoczny prezent, a jedynym sposobem wygranej wydał mu się niespodziewany atak dokonany po zmierzchu.
Walkę z posylwestrową chandrą (1 stycznia 1492), Jan Olbracht przypłacił nieomal utratą życia. Do mocno „przeszarżowanej faktury” należałoby doliczyć dwa zabite pod nim konie, połamany miecz, stracone gdańskie działa i życie około pół tysiąca walczących za niego wojaków.
Zapolya 6 stycznia zdobył Preszów, a krewkiego Jagiellona w obstawie wyekspediował do granicy, by tłumaczył się ze swego wyskoku przed obliczem ojca, o którego podejściu do tej awantury Papee pisał tak:
„Zaznaczyć tu należy, że ojciec tę drugą wyprawę Olbrachta stanowczo potępił. Troszczył się tylko o dobre zabezpieczenie zamków i miast głogowskich, potępiał konszachty Olbrachta z Maksymilianem, Władysława uznawał i popierał, Olbrachtowi zaś odmówił wszelkiej dalszej pomocy. Jeszcze w chwili śmierci wyraził mu swoje wielkie niezadowolenie, uszczuplając go przy podziale dochodu (100 000 dukatów), ponieważ w węgierskiej wojnie wiele pochłonął”.
Nie wiemy nic na temat tego, czy Kazimierz Jagiellończyk z synem po owej wyprawie się w ogóle zobaczył i czy ojciec zdążył przekazać mu wyrazy wielkiego niezadowolenia osobiście. Czasu na to nie miał zbyt wiele.
Żaden z historyków nie zaryzykuje tezy, że Olbracht wymierzoną przeciw rodzonemu bratu awanturą wpędził ojca do grobu. Trudno się dziwić ich powściągliwości. Chwila śmierci Kazimierza Jagiellończyka nadeszła bowiem dopiero w kilka miesięcy później. Król zmarł, jak większość polskich władców, z powodu tak zwanych „przyczyn naturalnych”, a że pożył 65 lat a rządził 45, wszyscy poprzestają na konstatacji, że całkiem długo. W przypadku Kazimierza Jagiellończyka naturalna przyczyna śmierci objawiła się krwawą biegunką. O szczegółach tych nagłych zdrowotnych komplikacji Papee pisał tak:
„Na zjeździe, zwołanym na dzień św. Zofii r. 1492 do Radomia, nie można się było starszego króla doczekać. Zaraz po św. Stanisławie wybrał się z Wilna, ale nie dojechał dalej jak do Grodna. Już na wyjezdnym nie czuł się dobrze, trapiła go biegunka krwawa, którą za rada jakiegoś bernardyna, chlebem razowym litewskim zatamował, kpiąc sobie, że bernardyni lepszymi są lekarzami, aniżeli medycy. Jednakże wkrótce nastąpił zwrot niekorzystny: nastąpiła puchlina nóg, oznaczająca wskutek znacznego upływu krwi wielkie osłabienie serca. Przywołany lekarz Jakub z Zalesia oświadczył, że nie ma nadziei na wyzdrowienie, na co król według Miechowity „nieustraszony jak dzielny zapaśnik”, odpowiedział „zatem trzeba umierać”.
Pozbawiony nadziei król Kazimierz, będący na tak zwanym „ostatecznym musiku”, odszedł w Grodnie w dniu 7 czerwca 1492 roku.
Szkoda, że nigdy nie powstał serial, w którym doktor House mógłby dysponować maszyną przenoszącą go do pacjentów z różnych krain i różnych czasów, bo może nie byłby tak bezradny jak medyk z Zalesia. Spuchnięte nogi to chyba jeden z objawów źle funkcjonujących nerek. A „zatamowanie” biegunki może świadczyć, że przy zmianie diety i zmianie leczącego, chorobę można było zatrzymać. Może te właśnie fakty skłoniły Aleksandra Birkenmajera do wzięcia pod lupę Jakuba z Zalesia. Małą tajemnicą pozostanie, co skłoniło go do nadania poświęconego medykowi artykułu dość dziwnie brzmiącego tytułu: „Lekarz Jakub z Zalesia nie przeżył roku 1496”. Przyznam, że przynajmniej dla mnie tytuł zabrzmiał trochę jak zagadka.
Zostawmy ją jednak na później. Póki co, z pewnym zdziwieniem odnotujmy, że dwa artykuły dotyczące tego lekarza zostały opublikowane w „Kwartalniku Nauki i Techniki” i to, że ich bohater Jakub z Zalesia zaliczył w roku 1494 spory kościelny awans z probostwa w Tarnowie na kanonika katedry gnieźnieńskiej i katedry płockiej, choć już kilka lat wcześniej 1485-87 został wybrany i „instalowany” jako kanonik katedry krakowskiej. Dodajmy, jeszcze fakt, że od 1473 roku przez kilka lat, doktor Jan z Zalesia przebywał na czeskim dworze Władysława Jagiellończyka, ale to król Kazimierz podobno opłacał jego służbę „z wielickich i bocheńskich dochodów państwowych”, co profesorowi Birkenmajerowi „wyglądało na dość dziwne”. Potem jednak wrócił na dwór, a za jakieś zasługi, do których nie możemy chyba zaliczyć beznadziejnej (w znaczeniu pozbawiającej nadziei) diagnozy chorego króla, otrzymał szybkie i prestiżowe kanonicze awanse.
No dobrze, ktoś zapyta, a gdzie w tej historii jest Kallimach? Otóż zdaniem Fryderyka Papee, był - choć raz bliżej, raz dalej. Tak trochę pojawiał się i znikał, co w nomenklaturze bokserskiej określilibyśmy jako przebywanie w półdystansie:
„W ostatnim tedy okresie czasów królewiczowskich zmienia się postać Olbrachta i przebijają się na wierzch złe właściwości. Człowiek wykształcony i wprawiony do rządów, waleczny, przedsiębiorczy, szanowany i lubiany przez swoje otoczenie, poddaje się nadmiernej ambicji, nie liczy się z możliwością i nie przebiera w środkach, nie gardzi awanturnikami (…) i naraża na szwank interesy dynastyczne, dla celów osobistych. Doprawdy nasuwa się podejrzenie, że część winy na kimś innym spoczywa, że jakiś zły demon królewicza opętał. Był zaś przy Olbrachcie, zjawiwszy się w Lublinie, w czasie wyprawy węgierskiej, Kallimach. (…) Kallimach w r. 1492, w czasie bezkrólewia z powodu „niebezpiecznej napaści przeciwników” opuścić musiał Polskę i udał się nie gdzie indziej jak do Wiednia, z którym Olbracht niedawno miał konszachty nielojalne”.
Jak więc się dowiadujemy, Kallimach także nie chciał stanąć twarzą w twarz z niezadowoleniem króla Kazimierza i wolał sobie poprzebywać na dworze Maksymiliana, co znakiem jest niechybnym, że nasz humanista w wymierzonej przeciw bratu Olbrachta awanturze niemałą rolę odgrywał. Tak o tym zagranicznym epizodzie pisał Józef Garbacik:
„Rozpoczął się dla Kallimacha „gorzki czas próby na starość”. Niestety z braku źródeł nie możemy przytoczyć bliższych szczegółów towarzyszących tej ucieczce z Polski człowieka, który z górą 22 lata działał i był bliskim królowi Kazimierzowi, wielbiony przez wielu a teraz nienawidzony i prześladowany”.
I nieco dalej:
„Nie sposób dociec, gdzie byli główni przeciwnicy Kallimacha. Mogli to być równie dobrze niedawni towarzysze wyprawy z Olbrachtem na Węgry (…) To pewne, że przejmowano korespondencję Kallimacha, na co skarży się w liście z Wiednia do Laktancja Thedaldiego. Być może już na Węgrzech zwrócono uwagę na jego rozległe kontakty i powzięto podejrzenia co do lojalności pupila Olbrachtowego i teraz po przejęciu listów zaistniało dla niego bezpośrednie niebezpieczeństwo osobiste, sprawa gardłowa (…).
W każdym razie była to dla Kallimacha katastrofa i nie miał innego wyjścia jak wyjazd z Polski. Daje się u niego zaobserwować załamanie się (…). Toteż gdy po latach będzie znów u boku swego Olbrachta, napisze w liście do biskupa wrocławskiego, że wynurzenie się z piętrzących trudności uważał za niezwykłe.(…)
Jak dym rozwiały się plany i marzenia o spokojnej starości, „spokoju i cieple”, za którymi już od kilku lat tęsknił – Wiedeń był dlań przykrym i gorzkim wygnaniem.
Był to zarazem przełom w jego życiu duchowym. Skutkiem tego gorzkiego wygnania, nie były, jak twierdzi Fryderyk Papee, osławione „Rady” dla Olbrachta nawołujące do mordów, podstępnego likwidowania szlachty (…) bo nie ze szlachtą miał trudności, ale z zawistnymi magnatami, którzy nie mogli znieść jego znaczenia u dworu królewskiego”.
Zostawmy polemikę Garbacika z Papee, bowiem najdziwniejsze ma się jednak dopiero wydarzyć. Oto w pewnym momencie, Kallimach nie bacząc na wielkie zagrożenia, które czyhają na niego w Polsce postanawia jednak powrócić. O dziwo nie po to, by wyjednać wizytę u króla i prosić o jego wybaczenie, łaską, czy ochronę przez czyhającymi na niego niebezpieczeństwami i tajemniczymi prześladowcami. Zapoznajmy się z ekwilibrystyczną teorią Józefa Garbacika:
„Być może jego pobyt w Tarnowie w początkach kwietnia (1492 – przypomnienie moje) pod sam koniec życia starego króla, łączy się w jakiś sposób ze staraniami Elżbiety Rakuszanki i samego Olbrachta o elekcję. Może Kallimach jednał tu zwolenników Olbrachtowi”.
Zdaniem historyka Kallimach wślizguje się do Polski, by na dwa miesiące przed śmiercią króla lobbować w sprawie wyboru jego następcy! Nie wiem jak Wam ale mi jako pierwsze nasuwa się kwestia pewnej chronologicznej zagadki. Krwawa biegunka starego króla zaczęła się ponoć po wyruszeniu z Wilna w po dniu św. Stanisława (czyli po 8 maja!). Pytanie zasadnicze kierowane do niektórych historyków - jak długo przed zaistnieniem „krwawej biegunki” można było się spotykać, by omawiać sprawy ewentualnej elekcji, po śmierci wciąż żywego króla, by nie być posądzonym o zdradę, a przy okazji nie utracić reputacji wybitnego humanisty? Okazuje się, że omawianie takich spraw na miesiąc przed wystąpieniem objawów królewskiej choroby jest dla niektórych do przyjęcia. Pytanie numer dwa z kim można układać się w sprawie elekcji w nieco leżącym na uboczu Tarnowie? Jest jeszcze inna mała koincydencja. Jakub z Zalesia był proboszczem w Tarnowie. Czy do spotkania medyka z humanistą doszło, dokumenty milczą.
Z kalendariów życia Olbrachta i Kallimacha nie wynika, by po drugiej awanturze węgierskiej dane im się było spotkać z królem Kazimierzem. Z decyzji finansowych czynionych w chwili śmierci, wynika że raczej nie.
Mamy więc sporo dziwnych, nigdy nie złożonych do tak zwanej historycznej kupy, koincydencji.
Jest jeszcze kwestia zasadnicza, czyli odpowiedź, czy tak zwany humanizm, dopuszczał coś takiego jak stosowanie trucizn? Niektórzy autorzy jak na przykład Włodzimierz Bernacki, w artykule o „Idei władzy i państwa w polskiej myśli politycznej XV wieku”, piszą o tym wprost i bez większych wahań:
„Kallimach, zalecając królowi posługiwanie się instrumentem takim, jak strach, bynajmniej nie uznawał swej propozycji za metodę właściwą dla despotii. Jednocześnie uznawał za właściwe użycie wobec przeciwników rozwiązań o charakterze „ostatecznym”. Toskańczyk zalecał zgromadzenie w jednym miejscu wszystkich wrogów, po czym ich definitywne wyeliminowanie przez uśmiercenie. Najlepszym sposobem zrealizowania tego planu było zwołanie pospolitego ruszenia, a następnie użycie go w zaaranżowanej walce na terenie Wołoszczyzny. Wtajemniczony w spisek wojewoda wołoski miał uderzyć nań i zabić wszystkich wrogów królewskich. Natomiast w sytuacji, gdyby wrogowie uniknęli w ten lub inny sposób uczestnictwa w pospolitym ruszeniu, Kallimach zalecał: „każ potruć. Czynią to wielcy monarchowie”.
Zdaniem Fryderyka Papee, rady Kallimach powstały w czasie jego pobytu w Wiedniu w 1492 roku i miały być tajnym programem politycznym dla nowo wybranego na króla Polski Jana Olbrachta. Papee podaje szereg logicznych argumentów, których nie będę przytaczał.
Wydaje mi się (ale tylko mnie, bo historycy takich przypuszczeń nie wysnuwają), że treść tego konkretnie Kallimachowego zalecenia mogła zostać odtajniona i gdzieś po drodze „wypłynąć”, bowiem na wyprawę „czarnomorską” Olbrachta nie stawiło się wielu przedstawicieli szlachty. Słysząc wezwanie do wzięcia udziału w pospolitym ruszeniu na Wołoszczyznę (1497) a nawet dalej, wielu zobowiązanych je zignorowało. Dość powiedzieć, że po wyprawie król bezwzględnie rozliczył te absencje, a konfiskaty posiadłości ziemskich dotknęły aż 2400 osób.
Zupełnie tak jakby duża część szlachty nie chciała być objęta dużo późniejszym powiedzeniem, że ; „za króla Olbrachta wyginęła szlachta”.
Kończąc wypada dodać, że Stefana – wojewodę mołdawskiego w walce z Olbrachtem, wspierali całkiem otwarcie Tatarzy, a mniej otwarcie Turcy i brat Olbrachta – Władysław, który jak widać posylwestrową lekcję z 1492 roku dobrze zapamiętał.
Wracając do Jakuba z Zalesia, który „nie przeżył 1496 roku” to trzeba dodać, że nie on jedyny. 1 listopada 1496 roku zmarł bowiem Kallimach. O tym fakcie najbardziej wyczerpująco pisał Józef Garbacik:
„Nie znamy choroby Kallimach i nie wiemy co było ostateczną przyczyną zgonu. W cytowanym źródle jest mowa o „fusso del sangue”, niektórzy podają, że za przyczynę zarazę przywleczoną z Węgier. Wybuch krwi, czy upływ krwi, mógł nastąpić z różnych powodów i wobec braku dokładniejszych danych źródłowych trudno tę sprawę rozstrzygnąć”.
Wypada dodać, że w kalendarium Kallimachowego żywota sporządzonym przez Józefa Skoczka, ostatni udokumentowany ślad pobytu Kallimacha na Węgrzech to 1491 rok. Wypada dedukować, że zaraza stamtąd przywleczona, musiała się w nim lęgnąć cholernie długo.
Wikipedia, jak zazwyczaj, rozprasza nasze ewentualne wątpliwości i ubogaca nas wiedzą o morowych zarazach grasujących późną jesienią:
"Kallimach zmarł w wieku lat 59 na morową zarazę, a ciało w uroczystym pogrzebie złożono w kościele Dominikanów w Krakowie".
Podsumowując historia jest jak widzimy materią wiecznie żywą, która o dziwo, ożywa najbardziej, gdy zaczynamy dokładniej przyglądać się sprawom dotyczących śmierci. Niestety Kallimachowy wątek, który miał być sprawą poboczną nieoczekiwanie się rozrósł i wydaje się, że bez próby analizy jego iście renesansowego podejścia do staroścwieckiego pojęcia "lojalności", temat byłby mocno niedokończony.
Tu tradycyjnie linki do paru książek, o których dziś piszę:
https://allegrolokalnie.pl/oferta/jozef-garbacik-kallimach-jako-dyplomata-i-polityk-wyd-1948
Poprzednie odcinki cyklu "Requiem dla błazeństwa":
Requiem dla błazeństwa. Część 1 - Od przypadku do przypadku, aż do Znaku
Requiem dla błazeństwa. Część 2 - O przekleństwie rzeźby wiecznie żywej
Requiem dla błazeństwa. Część 3 - Lustra i znaki
Requiem dla błazeństwa Część 4. Mistrzunio i Małgorzata
Requiem dla błazeństwa cz. 7 Cztery opisy i pogrzeb, czyli Kallimach zbiorowo Doświadczony
tagi: polska węgry czechy śmierć lojalność zdrada medycy polityka dynastyczna kallimach jan olbracht kurozwęki braterstwo władysław jagiellończyk zgony jakub z zalesia
![]() |
Alfatool |
20 sierpnia 2024 19:23 |
Komentarze:
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool |
20 sierpnia 2024 21:16 |
Mam wrażenie, że jakaś organizacja postanowiła złożyć Olbrachtowi ofertę. Ta oferta wymagała gruntownej "reformy" cxyli czystki na posadach i urzędach. Postanowiono więc wykorzystsć Kalimacha jako takiego lodołamacza i zwalić całą winę na niego. A Kalimach - jak to pyszałek - myślał, że o to teraz on jest szarą eminencją i będzie sterował państwem dla swojej organizacji. Myślę,,że Kalinacha wykończyła Wenecja. A potem ta Wenecja "zdjęła" Olbrachta jako mało posłusznego słupa-współpracownika. Al3ksander porządził jednak krótko, co by świadczyło, że i on zawiódł Wenecję. No i e końcu postanowiono wybrać kogoś, kto miałby właściwą niańkę...;), która pilnowałaby, aby król-słup nie robił głupot.
To są oczywiście tylko moje wrażenia, wynikajace z treści tej notki. I nie chcę zbytnio forsować tej tezy - ot takie przemyślenia przy Żywiec Białe pszeniczne...:)
![]() |
MarekBielany @OjciecDyrektor 20 sierpnia 2024 21:16 |
20 sierpnia 2024 23:01 |
Fermentacja to jest dobra w przygotowaniu chleba.
W napojach ... to lepiej destylować.
;)
... i nie zapomnieć o rozcieńczaniu.
Żeby głowa (?) nie bolała.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool |
21 sierpnia 2024 08:09 |
Warto było zaczekać. Świetny artykuł!
Pozwolę sobie tylko sprostować błąd linku do artykułu Birkenmajera. Ten w notce prowadzi do innego, pierwszego artykułu o Jakubie z Zalesia, w którym autor rozprawia się z pokutującą tu i ówdzie informacją, że doktor był przy śmierci Aleksandra Jagiellończyka. Oczywisty nonsens, skoro od 10 lat już nie żył. Drugi natomiast, ten zatytułowany „Lekarz Jakub z Zalesia nie przeżył roku 1496”, jest tutaj. Tytuł istotn ie zagadkowy, ale to zwykły clickbait (jakby powiedziano dzisiaj). Birkenmajer polemizuje z tezą, że doktor zmarł „prawdopodobnie w roku 1496 lub na początku 1497 r.“, stanowczo wykluczając rok 1497. Ot, i cała tajemnica.
Ważniejsze jest jednak zagadnienie autentyczności "Rad" Kallimachowych. Chcąc wyrobić sobie pogląd, zajrzałem do źródła, czyli do tekstu owych "Rad", ogłoszonego przez Romulada Wseteckę w 1887 roku w "Pamiętniku słuchaczy Uniwersytetu Jagiellońskiego wydanym staraniem i nakładem Młodzieży Akademickiej na uroczystość otwarcia Collegii Novi". Po wyprostowaniu bałamuctw na temat zachowanych w niemałej liczbie rękopisów, autor napisał coś, co mnie zdumiało:
"Kiedy bowiem polskie teksty mimo rozlicznych waryjantów zdradzają zależność wzajemną od siebie i pochodzenie od jednego wspólnego źródła, to przeciwnie łacińskie acz należą do jednej redakcyi, tak się rozchodzą, że trzeba je koniecznie za dwa niezależne od siebie przekłady uważać".
I podaje przykłady, z których przytoczę jeden:
Provocationes a decretis ad Curiam Romanam ne admittito, nam hac Regnum tuum opibus spoliant. (rkps 8581 bibl. wied.)
vs.
Appellationes ad Sedem Romanam non permittes, nam id exhaurit Regnum tuum. (rkps 236 bibl. Ossol.)
Zatem albo Kallimach, znany skądinąd tylko z tekstów łacińskich, ten jeden jedyny w swoim życiu utwór machnął po polsku (i ten "odkryto" i ogłoszono szlacheckiej braci w 1534 roku), a następnie polscy przepisywacze tłumaczyli go - nie wiadomo po co i dla kogo - na łacinę, albo Włoch napisał to oryginalnie po łacinie, a potem jeszcze raz, wyrażając dokładnie tę samą treść za pomocą zupełnie innych słów, zdań i zwrotów. I te "oryginalne" łacińskie wersje przypadkiem wypłynęły dopiero po przekładzie polskim.
Można też, idąc za niektórymi autorami XVI-wiecznymi (np. Kromer) i późniejszymi (np. Bobrzyński), powątpiewać w autentyczność dziełka. Wersje łacińskie byłyby wówczas podejmowanymi w różnych okresach niezależnymi próbami uwiarygodnie nia falsyfikatu. O tyle nieudanymi, ze właśnie niezależnymi. ;) Nie znam argumentów Papeego, dlatego ciekaw jestem, jaka logika za nimi stoi. Bo musi byc naprawdę mocna, żeby w obliczu przytoczonych faktów okazała się przekonująca.
![]() |
OjciecDyrektor @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 08:09 |
21 sierpnia 2024 08:52 |
Czyli Wenecja stała za tym fałszerstwem. Jej wygodnie i łatwo było zwalić wszystko, co złe na Kalimacha, bo tenże miał kiepską reputację wśród szlachty no i prowadził się źle. To tak jak z komunistami - jedni na drugich zwalali winę za "wypaczenia".
![]() |
Alfatool @OjciecDyrektor 20 sierpnia 2024 21:16 |
21 sierpnia 2024 11:13 |
Trzeba pamiętać, że bogatych miast włoskich, aktywnie działających na odcinku Polski, Węgier, Pragi i Wiednia było więcej. Gdy ktoś uznawał, że pozycja Wenecji w Polsce jest niepodważalna to podważał ją na innych dworach. Napiszę o tym jeszcze jeden odcinek, bo w pewnym momencie, gdy słabnie Genua i Wenecja, wchodzi do gry także Mediolan.
Co ciekawe - krzyżacy, których dotyczyły Kallimachowe próby przesadzenia ich do Mołdawii, a czego oni sami bardzo chcieli uniknąć, wzięli udział w mołdawskiej wyprawie Olbrachta. Krzyżacy ramię w ramię z polskim królem. Czyżby i tu realizował się humanistyczny pomysł wytrzebienia grup królowi nieprzychylnych?
P.S. Mnie najbardziej zastanawia jaka organizacja nie pozwala historykom łączyć logicznie ze sobą pewnych faktów. Bądź co bądź krwawa biegunka przyszła na Kazimierza nagle, a historyk przypuszcza, że fakt choroby antycypowano i omawiano przed jego zaistnieniem w Tarnowie, rozprawiając o tam o przyszłej elekcji.
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool 21 sierpnia 2024 11:13 |
21 sierpnia 2024 11:22 |
Mediolan to dla mnie patron Wenecji do czasu, gdy Wenecjanie zorientowali się, że Mediolan bardziej kocha Paryż (czyli ow 1535 i przywilej Paryża na handel z Portą). Wtedy Wenecja zaczęła grać po kryjomu z holenderskimi Portugalczykami, a jawnie z Hiszpanami. No i - jak sam juz pisałes w "Requiem dla baroku" wyszła na tym fatalnie, wpadajac w pułapkę.
Miasta włoskie to istne pola śmierci. Prawdziwa Kraina Mroku, czyli Mordor. Wydaje się czlowiekowi, ze stąpa po twardym gruncie, a tu nagle zapada się grunt.
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool |
21 sierpnia 2024 11:24 |
Kalimachowi tez się nogi zapadly. Taki humanista, a jednak trafil na arcy-humanistę....:).
Krzyżacy w Moldawii świadcza, że jak za robote wezma się Italiańce, to oni są dziećmi we mgle.
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 08:09 |
21 sierpnia 2024 11:24 |
Papee zgadza się z pierwotnością tekstu łacińskiego.
Uważa, że prawie cała treść rad odnośi się do konkretnych królewskich działań, które niebawem nastąpiły.
"Jeżeli rady, odnoszące się do polityki wewnętrznej, tak dobrze stosują się do czasów Olbrachtowych, to już te, które spraw zewnętrznych dotyczą, są tak aktualne, że skoncypowanie ich za czasów zygmuntowskich jest wprost nie do pomyślenia".
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool 21 sierpnia 2024 11:24 |
21 sierpnia 2024 11:31 |
A podal konkretne przyklady ten Papee? Bo takie zapewnienie bez przykladow to głos Jacka Kuronia.
![]() |
Alfatool @OjciecDyrektor 21 sierpnia 2024 11:31 |
21 sierpnia 2024 11:45 |
Poświęca analizie 3 strony odnosząc się do konkretnych rad: rewizje w dobrach koronnych, obrona przed wpływami kościoła, kanoniczna elekcja biskupów, gwardia królewska.
Papee wątpi w odnalezienie oryginału Rad, bo Kallimach kazał spalić pośmiertnie wszystkie swoje papiery. Aż trudno uwierzyć, że wybitny humanista chciał oszczędzić ludzkości produktów wybitnego humanizmu.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool |
21 sierpnia 2024 12:10 |
>Papee zgadza się z pierwotnością tekstu łacińskiego.
Ba! Ale którego? I czym tłumaczy istnienie dwóch tak zasadniczo odmiennych wersji? Przecież to, co przytoczyłem, to odpowiednik zdania: "Apelacyi do Rzymu broń, bo to uboży Królestwo twoje". Wersja polska jest celna i zwięzła, wręcz epigramatyczna, podczas gdy każda z wersji łacińskich jest dłuższa i raczej pozbawiona polotu. Gdyby zgadywac tylko na tej podstawie, to co wydaje się bardziej prawdopodobne: świetne tłumaczenie z takiego sobie oryginału (pomijając kłopotliwy fakt, że oryginały są dwa, a domniemany autor po łacinie pisał całkiem składne poezje), czy raczej dwie próby przetłumaczenia na wyuczoną łacinę oryginału zgrabnie napisanego w ojczystym języku autora-Polaka?
>"Jeżeli rady, odnoszące się do polityki wewnętrznej, tak dobrze stosują się do czasów Olbrachtowych, to już te, które spraw zewnętrznych dotyczą, są tak aktualne, że skoncypowanie ich za czasów zygmuntowskich jest wprost nie do pomyślenia".
Argument miałby sens, gdyby szedł w drugą stronę, tzn. gdyby jakiś anachroniczny szczegół wskazywał na wiedzę rzekomego autora z 1492 roku o czymś, co zdarzyło się za panowania Zygmunta. Ale żeby "skoncypowanie" w czasach zygmuntowskich czegoś, co pasowało do olbrachtowskich miało być obiektywnie niemożliwe? Pan profesor Papee chyba raczy żartować.
Chciałbym jeszcze zapytać o ten obrazek z początku artykułu. Czy to jest ilustracja z wydania książki Papeego? Albowiem, chociaż pełnego konsensusu co do tożsamości postaci nie ma, to z całą pewnością nie jest to Jan Olbracht.
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool 21 sierpnia 2024 11:45 |
21 sierpnia 2024 12:12 |
I jeszcze trudniej uwierzyć, że ktoś posłuchał sięKalimacha-trupa. Przecież mógl spalić swoją tworczość sam w dowolnym momencie, jesli uważał że mu zaszkodzi. Dlaczego tego mialby nie zrobić? Te wyjaśnienia, że autor kazal po swojej smierci spalić to czy owo pachnie mi z daleka fałszem. To się nie trzyma kupy. Ktoś taki jak Kalimach miałby byc zależny id czyjeś dobrej woli? Nie...humaniści nigdy nie dopuszczą, aby być zależnym od cudzego kaprysu.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 21 sierpnia 2024 11:45 |
21 sierpnia 2024 12:33 |
>Aż trudno uwierzyć, że wybitny humanista chciał oszczędzić ludzkości produktów wybitnego humanizmu.
No właśnie. Ci humaniści byli niewiarygodnie próżni, a jeśli nawet nie oni sami, to ich wielbiciele byli przekonani, że każde słowo mistrza godne jest rycia w marmurze. A co najmniej wielokrotnego przepisywania, żeby czasem co nie zaginęło. Jeśli taki Laktancjusz Tedaldi przepisywał własną korespondencję z innymi osobami (w tym list Ottaviana Gucciego de Calvani o pogrzebie Kallimacha, dzięki czemu znamy jego pełną treść, a nie tylko to, co wydrukowano 200 lat później we Florencji), to co dopiero sam Kallimach. Gdzieś mi wpadło w oko, że też przepisywał swoją korespondencję, m.in. z Oleśnickim. Dlatego nie wierzę, że chciałby ukryć coś, co jakoby pisał dla samego króla.
Poza tym, jak zauważa Wsetecka, >>odnośnie do "Rad Kallimachowych" nie ulega wątpliwości, że ich nie pisal chyba Kallimach własną swą ręką, że nie zachwalałby przecież swego dzieła jako perversa, czy nawet "pervertissima consilia de Republica Polona in Monarchiam convertenda".<<
I z tym bym się zgodził. Perwersyjni politycy raczej maskują swoje niecne intencje niż obwieszczają je otwartym tekstem, zapewne jeszcze z szatańskim zaśmiechem. ;)
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 12:10 |
21 sierpnia 2024 13:05 |
Co do obrazka - nie pochodzi z okładki książki.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Samostrzelnik
Obrazek jest za to bardzo wymowny, choć wydaje nam się, że opowiada on o oddawaniu hołdu królowi, to na pierwszym planie siedzi błazen ignorując fakty rozgrywające się w tle i zajmując się czymś zupełnie nieadekwatnym.
Ściąganie dysusji w stronę autentyczności Rad tak własnie odbieram. To jest moim zdaniem wypisz-wymaluj sytuacja z "Pana Samochodzika i templariuszy". Wchodzimy ze studni w labirynt na głębokości 4 metrów, bo ktoś ustawił tam pierwsze wyjście, więc wszyscy się w nie pakują.
Ta kwestia w opowiedzianej tu historii nie jest tą najistotniejszą. Zanurzmy się raz trochę głębiej, poszukajmy wyjścia na metrze dziewiątym. Olbracht ewidentnie pod wpływem Kallimacha zdradza najpierw brata - Władysława, potem brata Władysława i ojca króla Kazimierza spiskując z Habsburgami. Zdrajcy boją się stanąć przed obliczem króla, ewidentnie czekając na jakiś resetujące, ten przykry stan zawieszenia, wydarzenie. A tu rozlega się stara trąbka wzywająca do powrotu na metr czwarty...
Proszę zrozumieć - w starych historiach najciekawsze są postawione względem nich nowe pytania. Po pierwsze dlatego, że wyjątkowo dziwne jest to, że nikt ich na podstawie swojej wiedzy nie postawił. Po drugie nie znając łaciny i wszystkich polskich i łacińskich wersji Rad do udzielenia odpowiedzi nie możemy się nawet zbliżyć, a jeśli ktoś uważa inaczej - niech się za to poważnie weźmie.
![]() |
Alfatool @OjciecDyrektor 21 sierpnia 2024 12:12 |
21 sierpnia 2024 13:19 |
On nie chciał niczego palić za życia, bo chciał jeszcze trochę pożyć. Trudno wykluczyć, że wśród papierów była jego "polisa na życie". Jesli umarł - to znaczy że okazała się za słaba.
A wykonawcami testamentu poczynił cudzoziemców - nie Polaków.
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 12:33 |
21 sierpnia 2024 13:58 |
Wypada zauważyć, że choć wszyscy history uważaja, że warto o Kallimachu mieć własne zdanie, to jego korespondencji nawet w mikroskopijnym nakładzie nikt nie opublikował i chyba nawet nie zamierza.
Co do perwersyjnych polityków, to chyba zapomniał pan o Jerzym Urbanie.
Co do relacji Kallimacha z Olbrachtem to chciałbym zaznaczyć, że gdyby był rzeczywiście związany emocjonalnie z dynastią albo polityką Jagiellonów, to nigdy by sobie nie pozwolił na stemplowanie swoim doradztwem wybryków pod Preszowem.
Nie wiem jak ja bym to nazwał, ale skoro był nielojalny wobec Kazimierza Jagiellończyka, Władysława Jagiellończyka, a był tak bardzo oddany Olbrachtowi, to czy tak nieracjonalna z punktu widzenia państwa i dynasti relacja nie była to swego rodzaju perwersją, która była Kallimacha i Olbrachta "wspólną tajemnicą", którą od czasu do czasu wypadało podkreślić, by króla trochę emocjonalnie i epistolarnie zdyscyplinować.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 21 sierpnia 2024 13:05 |
21 sierpnia 2024 16:52 |
Zapytałem o obrazek, ponieważ Wikipedia podaje go za "prawdopodobny wizerunek Stańczyka", a to jeden z ważniejszych bohaterów cyklu, błazen Olbrachta i jego trzech kolejnych braci na tronie. Oczywiście nie może to być wizerunek dosłowny w kontekście przedstawionej sceny nadania herbu Odrowąż protoplaście rodu Szydłowieckich. Przez gościa w koronie cesarskiej, a nie królewskiej.
"Pana Samochodzika", przyznam ze wstydem, nie czytałem. Ale w związku z pytaniami z głębi ja z kolei zapytam: czy zna Pan dramat Szujskiego "Długosz i Kallimach"? Bo mnie przedstawiona tam koncepcja przypomina to, do czego wydaje się zmierzać "nowa interpretacja".
Pytanie o brak wydania korespondencji - wierzę na słowo - bardzo dobre i może właśnie Szujskiego warto byłoby zapytać (gdyby to było możliwe), dlaczego nikt się o to nie pokusił w czasach, kiedy o kompetentnych łacinników było dużo łatwiej. Z drugiej strony, dzisiaj łacinnicy (mniej może kompetentni albo tylko aspirujący ;) mają dużo łatwiejszy dostęp do tego pięknego rękopisu. Oby ktoś się w końcu pokusił.
![]() |
Alfatool @Alfatool |
21 sierpnia 2024 17:34 |
Niestety nie znam tego dramatu Szujskiego. Z przyjemnością zapoznam się ze streszczeniem, bo choć ideowy wydźwięk dzieł Szujskiego mnie intryguje, to jego warsztat językowy napawa czasami irytacją, czasami zniechęceniem lub rozdrażnieniem.
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 16:52 |
21 sierpnia 2024 17:38 |
Moim zdaniem kwestie autorstwa wyjaśni kiedyś algorytm. Zrobi to jedynie wtedy, gdy dostarczy mu się danych, czyli łacińskich wersji Rad i korespondencji. Może jestem pesymistą ale to się za naszego życia nie wydarzy i to nie z powodu nie istnienia odpowiedniego algorytmu.
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool |
21 sierpnia 2024 18:44 |
Jakby się udalo zidentyfikowac wykonawcow teztamentu Kalimacha, to być moze udaloby sie ustalic organizacje, dla ktorej pracowal. Ale czuje, ze to była genueńska organizacja. Kazimierz Katastrofa Jagiellończyk definitywnie porzucił genueński pomysl na Europę.
![]() |
Alfatool @Alfatool |
21 sierpnia 2024 19:29 |
Oni są znani. Jan Pot miał spalić papiery po Kallimachu i ponoć spalił. Bibliotekę po K. dostał Fryderyk Jagiellończyk .
![]() |
Alfatool @Alfatool |
21 sierpnia 2024 19:50 |
Niestety nie mogę znaleźć informacji kiedy ten testament został spisany.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 21 sierpnia 2024 17:34 |
21 sierpnia 2024 19:53 |
Synowie Kazimierza przygotowują się do powitania legata papieskiego Marco Barbo w imieniu ojca. Sytuacja jest trudna, bowiem król (jak się za chwilę dowiemy) jest cokolwiek rozżalony i rozczarowany faworami, jakimi papież obsypuje jego rywala Korwina. Mowy są już gotowe, doszlifowane przez dopiero obejmującego swój nauczycielski urząd Kallimacha, ale Długosz, choć już na wylocie, też jest proszony o ich ocenę. Uczniowie mają różny stosunek do nowego preceptora. Aleksandrowi i Olbrachtowi wyraźnie imponuje jego włoskie, nowoczesne wykształcenie i ironiczne spojrzenie na świat, podbarwione cynizmem. Hardy i zasadniczy Zygmunt Kallimacha nie lubi i niespecjalnie się z tym kryje. Delikatny Kazimierz wprawdzie też sercem skłania się ku wartościom, w których wychował go Długosz, ale daje sobie dorzucić do swojej mowy kilka zdań podpowiedzianych przez Włocha. Choć czuje, że popełnia coś w rodzaju grzechu. Królowi i królowej mowy się podobają, ale Długosz wyczuwa fałszywą nutę. Nie chce i nie może nic narzucać, ale wszystko to smuci go niepomiernie ku boleści ukochanego Kazimierza.
W kolejnej scenie zostają sami Kallimach i Długosz. Ten zarzuca otwarcie Włochowi podsycanie w królu złudnej nadziei na uzyskanie węgierskiego tronu dla syna i konfliktowanie go zarówno z prawowitym władcą Maciejem, jak i z popierającym go papieżem. Zwraca uwagę, że węgierscy panowie, od których wrócił Kallimach, są zdrajcami i zdradzą nowego sojusznika z równą łatwością jak swojego pana. Kallimach dziwi się przenikliwości Jana i niedwuznacznie mu grozi („Niezbyt bezpieczny zawsze, kto zbytnio ciekawy”). I dalej: „Umiem cenić twą bystrość, odwagę i cnotę. Zgniótłbyś mnie, gdybyś zdołał, ja, gdy zdołam, zgniotę twoją myśl, twe dążenie, twój w Polsce kierunek”. Wspomina też o swoim dawnym zatargu z papieżem. Do dziś mu zresztą „bliskość kardynałów bezpieczną nie bywa”.
W akcie drugim legat przybywa do Krakowa. Atmosfera spotkania jest cokolwiek ciężka i po zakończeniu audiencji król jest przekonany, że nie może się cofnąć. Zapada decyzja o najeździe na Węgry. Tylko królowa ma złe przeczucia, chociaż entuzjazm w końcu i jej się udziela. Długosz podejmuje ostatnią próbę przemówienia królowi do rozsądku, ale ten, choć z szacunku dla starca słucha cierpliwie, stwierdza na koniec, że nie popełni błędów poprzedników i nie da się odwieść od słusznego zamiaru. Na czele wyprawy staje pełen obaw, ale posłusdzny ojcu Kazimierz, podczas gdy wojskowo dowodzi Rytwiański. Akt znów się kończy dialogioem głównych bohaterów, tym razem filozoficznym: o Lukrecjuszu i wolności w Bogu i od Boga. Na koniec Kallimach zdobywa się na wyznanie, że jest rozdarty wewnętrznie pomiędzy religijnym sentymentem a niewiarą i gubi się w tym wszystkim. Podziwia Długosza, ale bynajmniej nie zamierza wycofać się z raz obranej drogi
Akt trzeci. Polacy dostają baty od Węgrów, goniących ich aż do polskich granic. Kazimierz jest ciężko ranny. Na odsiecz przybywa sam król. Wini m.in. Dersława, który śmiało się odszczekuje, jednak musi być posłuszny. Kazimierz uważa też, że królewiczowi niezbyt służy rada mistrzów, z których każdy ciągnie w swoją stronę. Tymczasem przychodzą wieści o najazdach: Mengligirej, Krzyżacy, Wołosi, Turcy, Moskwa… Zwłaszcza utrata Nowogrodu boli. Siła złego na jednego. Król jakoś stara się to ogarnąć, a doradzają mu wszyscy naokoło. Zmęczony, prosi o zdanie Długosza i ten w długiej i śmiałej mowie (królowa jest nawet lekko zgorszona) wykłada swoją wizję. Ujmując rzecz jednym zdaniem: „Z Zachodu trzeba na Wschód, nie w Zachód od Wschodu”. I znów dialog Kallimacha z Długoszem – finałowy. Kallimach uznaje się za intelektualnie i moralnie pokonanego i oddaje hołd starcowi: „Polska może być dumną z swojego Liwiusza!”.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 21 sierpnia 2024 17:38 |
21 sierpnia 2024 19:55 |
Też pomyślałem o stylometrii. Czemu miałoby się to nie wydarzyć? Tylko ktoś musi byc zainteresowany włożeniem pracy w projekt.
![]() |
OjciecDyrektor @Alfatool 21 sierpnia 2024 19:29 |
21 sierpnia 2024 19:56 |
Kłamiesz...;). Jan Pot nigdy nie istniał, bo nie ma go w wikipedii..:).
Za to Fryderyk Jagiellończyk to następca Zbigniewa Oleśnickiego, który był orędownikiem spraw genueńskich. Zresztą ojcem chrzestnym Fryderyka był biskup Ołomuńca - a Czechy to zdawień dawna związki z Genuą i w ogóle z Olimpijczykami.
Czyli ten "lekarz"-pesymista, co to położył Kazimierza Katastrofę do grobu był opłacony genueńskimi pieniędźmi.
![]() |
jan-niezbendny @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 19:53 |
21 sierpnia 2024 19:59 |
Oczywiście moje streszczenie nie oddaje pełnej sprawiedliwości oryginałowi, który jest nawet dość strawny. Wiersz toczy się gładko, temat interesujący. No i najwidoczniej ważny dla historyka, który cisnął go (jak to mówią) prozą i mową wiązaną.
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 21 sierpnia 2024 19:59 |
21 sierpnia 2024 20:21 |
Ciekawe. Wolę jednak jego eseje historyczne. O dziwo słabo dostępne, choć nawet arcybiskup Depo na szkołę krakowską zaczyna się w kazaniach powoływać. Tyle, że nie ma za bardzo z czego jej poznawać.
![]() |
Alfatool @OjciecDyrektor 21 sierpnia 2024 19:56 |
21 sierpnia 2024 20:27 |
Wiem, wiem. Gadanie o wikipedycznych niebytach niedługo zostanie uznane za jednostkę chorobową w psychiatrii. Potem nie będziemy musieli uczestniczyć w konferencjach, bo nas pozamykają w jednym ośrodku .
![]() |
ainolatak @Alfatool |
21 sierpnia 2024 23:13 |
Swego czasu miałam napisać parę artykułów dot. Kalimacha, nie dało się, może zebrane materiały jeszcze kiedyś wykorzystam.
Tym bardziej, dziękuję, że Ty jako „kawiarniany historyk” brawurowo podjąłeś temat, którego współcześni historycy nie tylko nie traktują z należytą atencją, ale w swoich kolejnych pozycjach opłacanych z budżetu kopypejstują stare, nie trzymające się kupy wersje.
Nie wiem, czy słuchałeś kiedykolwiek wywiadu z Andrzejem Nowakiem z czasów, kiedy ukończył kolejne „wiekopomne” tomisko „Dzieje Polski”. Wywiad, w którym profesor wyraźnie wskazuje kto może historią się zajmować, bez żenady strofując tych, którzy bez akademickiego nimbu i obciążeń próbują wyciągać z niej wnioski. Profesor nie wspomniał jednak, że może w końcu przy takiej pracy wypadałoby ruszyć do weneckich archiwów lub przetłumaczyć parę łacińskich pozycji, które niedługo w gębach, grasujących w miejscu pracy profesora, skoczogonków skończą.
Cóż profesor rzecze o Kalimachu i jego znaczeniu w polityce:
https://www.youtube.com/watch?v=4eTgpw0A01c 15’19
„Kallimach jako współwychowawca królewiczów nie zdołał jakoś zepsuć królewiczów no może poza Olbrachtem. Ale Aleksander był bardzo pobożny… wreszcie Zygmunt stary mimo, tego że jak wiadomo miał przez bardzo wiele lat nielegalną towarzyszkę, ale był jej wierny, na pewno nie prowadził życia rozwiązłego, a kiedy już zawarł związek małżeński był przykładnym małżonkiem. A przede wszystkim w swoim panowaniu pokazał, że dekalog był dla niego żywym. Mało było takich władców jak ten uczeń Kallimacha.”
Popędziłam następnego dnia na pocztę, gdzie akurat to dzieło było sprzedawane i przeleciałam tekst, z nadzieją, że jest tam coś poważniejszego niż to, że Kallimach nie zepsuł Zygmunta Starego ;) Niestety niczego się nie doczytałam. Proste – jak wyłożył profesor – należy zaprzestać naszych domysłów jak to mogło być, gdyż król był wierny małżonce/kochance i to jest wystarczającym dowodem na nikły lub żaden wpływ weneckiego agenta na polską politykę ;)
W sumie przestałam się dziwić, bo w IV tomie Dziejów Polski traktujących o rządach Jagiellonów w źródłach znalazłam Szymona Starowolskiego wyłącznie w odniesieniu do twórczości Mikołaja Reja. A miałam nadzieję, że właściwa waga historyczna i niekawiarnianość wiedzy profesora zapewni inne źródła...
Bo przecież Starowolski był nie tylko jednym z najlepszych panegirystów XVII wieku, ale przede wszystkim wybitnym intelektem, świadkiem i komentatorem swoich czasów i wcześniejszych czasów „dobrze poinformowanym o sytuacji międzynarodowej oraz wewnętrznej własnego kraju” obywatelem. Być może jego pierwsze dzieło panegiryczne o Zygmuncie Starym nie jest warte pochylenia, mimo, że ojciec Starowolskiego był dworzaninem w otoczeniu króla, co mogło dostarczyć wiedzy Szymonowi. Być może niedojrzały jeszcze i niewystarczająco zanurzony w źródłach Starowolski nic tam ciekawego nie napisał. Trudno powiedzieć, jako, że łaciński rękopis De rebus Sigismundi Primi kisi się w archiwach UJ a wydrukowana jeszcze w XVII wieku wersja przeżyła konfiskatę w wyniku poprawności politycznej tejże uczelni jeszcze w XVII wieku.
Faktem jest tylko, że Karol Estreicher w Miedzianej miednicy (Nie od razu Kraków zbudowano) opisując żydowskiego antykwariusza, który wyławiał najlepsze polskie perełki źródłowe pisze, że ukochanym autorem tegoż „antykwarza był ks. Szymon Starowolski, kanonik krakowski, polihistor XVII wieku, jak Lelewel zeszłego wieku, a Brückner naszych czasów. De rebus Sigismundi Primi lub Reformacje obyczajów polskich, a przede wszystkim Żywoty stu znamienitych pisarzy polskich czytał parokrotnie i stamtąd wiedzę posiadał”.
Więc kto ma się pochylić nad korespondencją Kallimacha próbując świeżo na nią spojrzeć i wyciągnąć wnioski? Kto jest godzień? ;)
![]() |
OjciecDyrektor @ainolatak 21 sierpnia 2024 23:13 |
22 sierpnia 2024 06:41 |
Jak to kto? Godzien jest tylki nieistniejący w wiki Jan Pot - wykonawca testamentu "Kallego"...:)
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 21 sierpnia 2024 19:29 |
22 sierpnia 2024 09:11 |
Inaczej w Dizionario Biografico degli Italiani - Volume 15 (1972), w haśle poświęconym Kallimachowi, we fragmencie dot. jego testamentu:
"Janowi Potowi zostało powierzone przekazanie rodzinie B. we Włoszech wszystkich jego pozostałych rękopisów".
Nawiasem mówiąc, Pot w chwili smierci Kallimacha nie był już sekretarzem Włocha, lecz królewskim. W memoriale sporządzonym przezeń podczas pobytu w Wenecji w 1495 roku, dokąd zawiózł pismo Kallimacha, podpisuje się "Datum per me loannem nunctium juratum regis Polonie".
![]() |
Alfatool @ainolatak 21 sierpnia 2024 23:13 |
22 sierpnia 2024 19:42 |
Odpowiedź powinna mieć objętość wpisu, więc chyba tak się to właśnie.skończy.
![]() |
Alfatool @jan-niezbendny 22 sierpnia 2024 09:11 |
22 sierpnia 2024 19:46 |
No proszę. Czyżby prawda dla lokalsów (Olkiewicz "Kallimach doświadczony") podlegała genetycznym czy geograficznym modyfikacjom?
Skądinąd szacunek za dociekliwość.
![]() |
Alfatool @Alfatool |
22 sierpnia 2024 19:51 |
P.S Dziś dotarło do mnie dzieło F. Papee o ostatnich latach Kazimierza Jagiellończyka. Nie mogę się od niego oderwać.
![]() |
jan-niezbendny @Alfatool 22 sierpnia 2024 19:46 |
23 sierpnia 2024 07:59 |
O jakości książki Olkieiwcz mam pojęcie tylko z tego, co tu przeczytałem, ale wystarczające, by nie sięgać do jej książki. Niby trudno osądzać autorkę na podstawie jednej pomyłki w tłumaczeniu, ale nie chodzi o sama pomyłkę (która mogła nawet nie być jej własną "zasługą"), a o kompletne wyłączenie zmysłu krytycznego przy sięganiu do literatury przedmiotu.
A literatura powoli, bo powoli, ale rośnie. W trakcie komentowania tego tematu zebrałem małą, wirtualną biblioteczkę. M.in. jest tam praca doktorska z 2022 roku z Uniwersytetu Yale, w której trafiłem na ciekawe spostrzeżenie o pojawieniu się w twórczości Kallimacha, pod widocznym wpływem biskupa Grzegorza, nieobecnych wcześniej motywów chrześcijańskich. Zwróciłem na to uwagę, bo, niezależnie od owej lektury, w jednym z rękopisów (oczywiscie zdigitalizowanych) Biblioteki Watykańskiej trafiłem na Kallimachowy... hymn do Maryi.
Nie wiem, czy poza przejrzeniem pod kątem konkretnych zagadnień zrobię z biblioteki wiekszy uzytek, bo bardziej zajmują mnie w tej chwili inne rzeczy, ale moze kiedyś, na emeryturze...
A propos domniemanego spalenia rękopisów przez Pota (też Olkiewicz?), to za dużo do palenia nie zostało. W liście do Ficino z 1488 Kallimach donosi o pożarze, który strawił jego rękopisy, w tym przygotywane dla dawnego kolegi pytanka (questiunculas) odnośnie do jego przekładu Platona. A że Kallimach lubi mieszac komplementy z drobnymi złośliwościami (jak to między przyjaciółmi bywa), to i Ficino filozoficznie "pociesza" pogorzelca nauczaniem Orfeusza, że "wszystko powinno zgorzeć w ogniu". ;)
![]() |
OjciecDyrektor @jan-niezbendny 23 sierpnia 2024 07:59 |
23 sierpnia 2024 08:35 |
Pytanie kto jest lepszym prorokiem - Orfeusz czy Bułhakow/Bułgakow? Stawiam na Bułhakowa...:).
Ileż to nowych prac naukowych można będzie napisać dzięki tylko jednej "cudownie odnalezionej" rzeczy o charakterze źródła historycznego. Ja bym nawet tak dozował szczęście, gdybym był draniem.
![]() |
jan-niezbendny @OjciecDyrektor 23 sierpnia 2024 08:35 |
23 sierpnia 2024 10:15 |
"Corpus Callimachaeum" (że tak to uczenie nazwę) jest stabliny, choć niestety rozproszony i w sporej części rękopiśmienny. Za życia opublikował tylko Vita Attiliae (1489), ale do naszych czasów wydrukowano mu to i owo. Myślę, że i bez pełnego wydania krytycznego sporo można wyczytać nawet z perspektywy "kawiarnianego historyka" (© by Ainolatak). Byle nie w tej kawiarni. Oczywiście takie wydanie jest wysoce pożądane i może ktoś etatowo dłubiący w historii w końcu się tym zajmie.
Z dzieł cudownie odnalezionych na myśl przychodzą przede wszystkim "Rady", ale to było dawno i (według przynajmniej części badaczy i publiczności) nieprawda. Nie za bardzo widzę podstawy, by oczekiwać przyszłych odkryć - z jednym wyjątkiem. Chodzi o widmową Historia Casimiri Regis Poloniae et Joannis Alberti eius filii. Podobno Frankfurt, podobno 1601, ale wszystkie tropy są fałszywe. No, takie źródło, pochodzące od naocznego świadka i uczestnika, a może i spiritus movens wydarzeń, to by było naprawdę coś!
![]() |
ainolatak @Alfatool 22 sierpnia 2024 19:42 |
24 sierpnia 2024 17:05 |
O matko! :)))) Między jednym wyjazdem a drugim i ciągłym pędem nie kliknęłam linków...dopiero teraz oczom ukazały się wcześniejsze wpisy
![]() |
ainolatak @Alfatool 22 sierpnia 2024 19:42 |
24 sierpnia 2024 17:32 |
Brawo! Zatem do następnych, oby tylko czas pozwolił przeczytać.
Ps. Mam nadzieję, że dosłuchałeś się, że „kawiarniani historycy” nie sa mojego autorstwa a tych , nieświadomie ukąszonych wampiryzmem humanizmu ;)
![]() |
jan-niezbendny @ainolatak 24 sierpnia 2024 17:32 |
24 sierpnia 2024 18:40 |
Przepraszam za mylną atrybucję "kawiarnianych historyków". Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby wysłuchiwać prof. Nowaka, skoro zacytowała Pani konkluzję jego wywodu. Zresztą dla mnie określenie "kawiarniany historyk" nie jest bardziej deprecjonujące niż "kawiarniany matematyk". ;)
Przy okazji: macki krakowskiej cenzury nie sięgały Wiednia, skąd z tamtejszego księgozbioru Ossolińskich egzemplarz wydania De Rebus Sigismvndi Primi Poloniarvm Regis z 1616 roku trafił do biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego, a stamtąd do zasobów Dolnośląskiej Biblioteki Cyfrowej. Teraz dostęp ma do niego każdy chętny. Tolle lege!