Łańcuch i dwie wieże
pamięci Lecha Jęczmyka
Lech Jęczmyk, Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2006, s,276
Dokładnie przed rokiem, 17 lipca 2023 roku zmarł Lech Jęczmyk. Tyle, że wtedy nie zdążyłem w żaden szczególny sposób się do jego śmierci odnieść, choć chciałem. Wynikało to faktu, że miałem okazję pana Lecha poznać podczas wykładów wygłaszanych w Akademii Radia Wnet. Chyba był obecny na wszystkich trzech, które wygłosiłem - tym o Kołłątaju, o tym kogo mają na sumieniu polscy socjaliści i o błaznach. Byłem jednak zawsze na tyle zaaferowany samym wykładaniem, że w pamięci utkwił mi tylko jego sumiasty wąs, niezwykła wręcz zdolność zapamiętywania, a także oryginalne i kompletnie nieschematyczne zestawianie pozornie niezwiązanych ze sobą faktów.
Pisząc szczerze, tak naprawdę, poznałem Lecha Jęczmyka lepiej, dopiero po jego śmierci. Sięgnąłem do dostępnych książek, wykładów, a także przeczytałem jego wspomnienia, w których przedstawiał się tak:
„Zawsze fascynowała mnie różnorodność światów, w których przyszło mi żyć. Postanowiłem podzielić się tą fascynacją z czytelnikami, tym bardziej, że byłem - jak mi się wydaje - dość bystrym obserwatorem, a - poza tym - pamiętam wszystko, co się wokół mnie działo, od drugiego roku życia. Kawał czasu - od niemowlęctwa do sklerozy. To prawda, że nie wszystko rozumiałem, byłem jak magnetofon i aparat fotograficzny, a potem, kiedy obrazki zaczęły się łączyć w ciągi, jak kamera filmowa.
Moje wspomnienia nie pretendują do roli przyczynku historycznego, są jedynie zapisem obserwacji, zdziwień i fotografii moich oraz relacji moich znajomych. Jednym z bodźców do ich powstania była lekka irytacja po lekturze młodych historyków, którzy grzebią w papierach z pieczątkami, nie znając dźwięków, obrazów i zapachów. A mnie tylko to w życiu interesuje”.
Jeśli dobrze zrozumiałem pana Lecha, to chodziło mu o to, że opowiadanie o starych papierach, dokumentach i pieczęciach, w oderwaniu od zwykłego życia jest de facto hołdowaniem bezproduktywności, bezsensowi i nieżyciowości. A czymże innym jest nieżyciowość jak nie brakiem życia, czyli śmiercią? Myślę, że taka, a nie inna interpretacja wyraźnie wybrzmiewa już w pierwszym zdaniu wprowadzenia do zbioru felietonów p.t. „Dlaczego toniemy, czyli jeszcze nowsze Średniowiecze”:
„Sprzedaj całą swoją mądrość i kup sobie szczyptę zdziwienia. Ten aforyzm sufich, islamskich mistyków, przyświecał mi, kiedy pisałem felietony — czasem uprzejmie nazywane esejami — zebrane później w tomie „Trzy końce historii, czyli Nowe Średniowiecze”. Wysłuchiwałem potem wielu pochlebnych uwag, także od nieznajomych, które zwykle brzmiały tak: „Nie zgadzam się z tym, co pan pisze, ale to bardzo ciekawe”. Bóg zapłać za dobre słowo. Parę osób przyznało się, że po latach musieli się ze mną zgodzić. Nie moja to zasługa tylko rzeczywistości, której kształty wyłoniły się z mgły przyszłości i stały się oczywistością. Bowiem każda myśl rodzi się jako herezja, a starzeje się jako banał, teraz jednak historia ruszyła z kopyta i herezje starzeją się bardzo szybko. Postanowiłem raz jeszcze dać wyraz swoim zdziwieniom, tym razem po raz ostatni. Tak, żeby zdążyć przed sklerozą i utratą zdolności do dziwienia się, co jest pokrewne uczuciu buntu. George Bernard Shaw, dowcipniś z pierwszej połowy dwudziestego wieku, mówił, że starość się Bogu nie udała. Gdyby naprawdę wierzył w Boga i nieśmiertelną duszę, wiedziałby, że na starość człowiek pozbywa się wszystkiego, czego nie może zabrać na tamten świat, jest jak gąsienica, która staje się ociężała i zmienia się w poczwarkę po to, żeby z trumny kokonu mógł wylecieć motyl. Na razie jednak wciąż przyglądam się światu ze zdziwieniem i z jakąś, powiedziałbym, starczą złośliwą uciechą. Ten rodzaj zdziwienia trafnie podsumował amerykański autor science fiction o dość rzadkim w USA nazwisku Aleksiej Panszyn. Tytuł jego opowiadania brzmiał: Dlaczego utonęliśmy, skoro umieliśmy latać? Filmowy Grek Zorba, kiedy mu się waliła kolejka linowa, owoc wielomiesięcznej pracy, usiadł sobie wygodnie, żeby nacieszyć oczy widokiem pięknej katastrofy. Często czuję się jak ten Grek, siedzę sobie w dobrym punkcie obserwacyjnym (codziennie dziękuję Bogu, że pozwolił mi urodzić się Polakiem) i patrzę sobie, jak wali się cywilizacja zachodnia. Właściwie, jak popełnia samobójstwo. Barbarzyńcy krążą wokół granic, część z nich już je przekroczyła i pełni rolę służby — tacy sami otworzyli bramy miasta Germanom podczas „pierwszego złupienia Rzymu”. Tymczasem elity Zachodu pracują w dzień i w nocy nad kruszeniem podstaw swojej cywilizacji: zamalowuje się czerwone krzyże na karetkach pogotowia, w Stanach Zjednoczonych skuwa się z gmachów sądów tablice z dziesięciorgiem przykazań i nie wydaje się już pocztówek na Boże Narodzenie, tylko „z okazji chłodniejszego sezonu”. Zapobiega się przychodzeniu na świat dzieci, żeby oczyścić teren dla wkraczających barbarzyńców. O aborcji i dzieciobójstwie jako głównych przyczynach upadku Grecji w swoich czasach pisał już dwieście lat przed Chrystusem grecki historyk Polibiusz. Wszystko zostało powiedziane i napisane, a jednak toniemy”.
Zamieściłem tu ten dłuższy fragment nie bez przyczyny. Przypomina mi coś co pamiętam z dzieciństwa jako kalejdoskop – taką lunetę pełną kolorowych szkiełek, która poruszona, co chwilę zachwycała nowym wzorem, nowym układem. I takie są właśnie WSZYSTKIE zamieszczone w dwóch nowośredniowiecznych tomikach teksty. Lech Jęczmyk obraca wytrwale „szkiełkami” zapamiętanej i zebranej przez życie materii i tworzy z nich niezwykłe układy zależności i przedziwnych odniesień.
Przyznam, że przypominane tu dziś książki pochłonąłem bardzo szybko. Jedna z nich towarzyszyła mi w podróży do Ameryki, a jej lekturę, konfrontowaną z rzeczywistością, odbierałem jak spełniające się proroctwo upadku naszej cywilizacji, zadając sobie pytanie dlaczego toniemy, skoro potrafiliśmy latać?
Ale nie tylko o tym, chciałem wspomnieć pisząc o Lechu Jęczmyku. Rok 2023 nauczył mnie, że życie człowieka może obfitować w wiele znaków, których nie wolno lekceważyć. Mało tego naznaczone może być nie tylko, życie, ale także śmierć. Myślę, że zauważyłem to z całą mocą, pisząc tekst o Maksymilianie Kolbem. Uczynił to także Tomek Breźnicki umieszczając datę śmierci wielkiego franciszkanina na poświęconej świętemu koszulce. Jego, pozbawiono życia w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jeśli nie uznamy tego za Znak, to co miałoby nim być?
Więc wtedy - równo przed rokiem – przyjrzałem się z uwagą, czy i śmierć św. p. Lecha Jęczmyka opatrzona była jakimś znakiem. Odkrycie było ciekawe, bo odsłaniało kawałek zupełnie mi nieznanej średniowiecznej historii. By ją poznać musimy się cofnąć do połowy IX wieku.
O napaści na Rzym z 846 roku wikipedia pisze dość powściągliwie i sugerując, że sprawcy byli różni i tylko raz dokonali tego muzułmanie.
„Splądrowanie Rymu 846r. - Jeden z wielu przypadków splądrowania Rzymu. To z roku 846 było jedynym muzułmańskim złupieniem stolicy kościoła chrześcijańskiego.
W 846 roku arabska armia, licząca 11 tysięcy żołnierzy, wspierana przez 73 okręty najechała Rzym. Mimo licznych ostrzeżeń o zbliżających się wojskach miasto i jego okolice nie były gotowe do obrony. Najeźdźcy z łatwością opanowali je i złupili".
W owym czasie liczne rzymskie kościoły w tym dwa najważniejsze bazyliki św. Piotra i św. Pawła, znajdowały się poza Murami Aureliana i nietrudno było pokusić się o wtargnięcie do nich. Znajdowały się w nich niezwykłe skarby - naczynia liturgiczne, wysadzane klejnotami relikwiarze. Najcenniejszymi skarbami były złoty krzyż wzniesiony nad grobem św. Piotra, tzw. Pharum Hadriani, oraz srebrny stół podarowany kościołowi przez Karola Wielkiego, ozdobiony przedstawieniem Konstantynopola. San Pietro było bronione przez garnizon żołnierzy złożony z Franków, Longobardów, Sasów i Fryzów. Mimo zaciekłego oporu Arabowie wdarli się i splądrowali i zbezcześcili dwie święte świątynie. Najprawdopodobniej dobrze wiedzieli, gdzie szukać najcenniejszych skarbów.
Nadciągająca z odsieczą armia na czele z księciem lombardzkim zaatakowała Arabów, którzy spowalniani transportem łupów i jeńców zdołali się wycofać i odpłynąć. Wtedy rozpętał się sztorm, który zniszczył wiele okrętów, wyrzucając na plaże trupy przyozdobione zrabowanymi wcześniej klejnotami.
Niedługo później na scenę splądrowanego Rzymu wkroczył nowy papież – Leon IV. Wybrano go na Tron Piotrowy 10 kwietnia 847 roku. Sprawował tę funkcję aż do śmierci w dniu 17 lipca 855. Na cześć jego niezwykłych osiągnieć, właśnie w tym dniu powinniśmy szczególnie pamiętać o jego dokonaniach. Szperając gdzieś po zakamarkach internetu, wynotowałem sobie przed rokiem fragment, którego źródła dziś nie potrafię już odnaleźć. Treść była mniej więcej taka:
„Ten papież urodził się Rzymianinem; w jego piersi płonęła odwaga pierwszych wieków republiki; i pośród ruin swego kraju stał wyprostowany, jak jedna z mocnych i wyniosłych kolumn, które wznoszą się ponad fragmentami rzymskiego forum. Pierwsze dni jego panowania były poświęcone porządkom, odnajdywaniu i przywróceniu czci splugawionym relikwiom; modlitwom i procesjom oraz wszelkim uroczystym obrzędom religijnym, które służyły pokrzepieniu ducha i przywróceniu nadziei mieszkańcom. Kwestie obrony miasta była od dawna zaniedbywane, nie z powodu domniemanego pokoju, ale z powodu nędzy tamtych czasów. Na tyle, na ile pozwalały papieżowi skąpe środki i krótki czas, na polecenie Leona odbudowano starożytne mury; zbudowano lub odnowiono piętnaście wież na najbardziej strategicznych miejscach. Dwie z nich stanęły po przeciwnych stronach Tybru. Przez jego nurt przeciągnięto żelazny łańcuch, aby utrudnić wejście wrogiej flocie.
Atak z 846 roku sprawił, że przynajmniej część władców italskich zdała sobie sprawę ze skali zagrożenia. Papież Leon IV rozpoczął rozbudowę fortyfikacji rzymskich. Odbudowano te, które zniszczyli Arabowie oraz zbudowano wiele nowych odcinków. Ufortyfikowano również sam Watykan. Na przedsięwzięcie to złożył się cały kościół zachodni oraz wielu europejskich władców, w tym cesarz Lotar I. Na rozkaz Leona IV zbudowano również twierdze w Lorto, Leopoli oraz w Orte i Amerii w Toskanii. To także dzięki niemu wybudowano fortecę, która służyła jako schronienie dla uchodźców z Korsyki. Saraceni uderzyli ponownie w 849 roku, jeszcze przed zakończeniem wszystkich rozpoczętych prac. Ich flotę dostrzeżono po raz pierwszy w okolicach wybrzeża Sardynii. Miasta południowej Italii, pomne doświadczeń sprzed trzech lat, od razu wystawiły wojska. Przed walką z Arabami włoska flota udała się jeszcze po posiłki do Rzymu, gdzie została pobłogosławiona przez papieża. W końcu doszło do bitwy o Ostię, która zakończyła się wielkim zwycięstwem chrześcijan. Resztki floty arabskiej zostały rozproszone lub zniszczone przez sztorm.
Wielu Arabów zginęło, pokaźna liczba dostała się do niewoli. Część islamskich jeńców od razu powieszono, pozostałych zamieniono w niewolników i zagnano do prac przy budowie fortyfikacji watykańskich.
Leon IV ukończył swoje dzieło. Umocnił mury oddzielające Watykan od reszty Rzymu, zbudował mury na prawym brzegu Tybru osłaniające bazylikę św. Piotra, a następnie poświęcił je uroczyście 27 czerwca 852 roku umocniona część została nazwana „Miastem Leona” (Leonina).
Prawda, że dzień odejścia pana Lecha ma niezwykłego patrona? Spoglądając na dwa zbiory jego felietonów wyobrażam je sobie jako dwie mocne budowle – dwie średniowieczne wieże, między którymi pan Lech przerzucił łańcuch tak podsumowanego w swej biografii życia:
„Dziękuję Bogu, że pozwolił mi poznać takich tytanów ducha i intelektu jak ojciec Bocheński i profesor Wolniewicz, że mogłem wysłuchać wykładu ojca Krąpca i paru kazań biskupa Zawitkowskiego. Byłem też świadkiem kilku momentów, w których mój naród był wielki i piękny: październik 1956, sierpień 1980, pogrzeb księdza Popiełuszki i śmierć papieża, kiedy bardzo wyraźnie nie tylko On szedł do Nieba, ale Niebo przyszło po Niego. Na parę dni świat stał się inny lepszy. Dziś wiem, że na naszym nie najlepszym ze światów możliwe są tylko takie chwile i tym bardziej jestem za nie wdzięczny.
Przez wiele lat pozostawałem poza Kościołem. Na szczęście zawsze szanowałem katolicyzm jako część polskości (teraz traktuję polskość jako część mojego katolicyzmu). Na szczęście – tak, wiem, że nic nie dzieje się przypadkiem – spotkałem na swojej drodze księdza Popiełuszkę, a moja dobra i cierpliwa żona dała na siedem mszy za moją zaniedbaną duszę. Z braku własnych kłopotów troszczę się o świat, mój Kościół i moją Polskę. Ułożyłem nawet taką modlitwę: „Przenajświętsza Panno, nie pozwól kanaliom zniszczyć twojej i mojej Polski”. A jak czegoś nie rozumiem, pocieszam się myślą, że Bóg wie, co robi. Jestem spokojny i spakowany. Jak przyjdzie co do czego, popychajcie mnie swoją modlitwą, kiedy przyjdzie wasza kolej, będę was podciągał (mam nadzieję) z góry. Z Panem Bogiem”.
Z Panem Bogiem panie Lechu!
I nie zapomnijmy popychać go swoją modlitwą. Najlepiej w stronę Leona IV. Panowie na pewno znaleźliby mnóstwo ciekawych rzeczy do wspólnych roztrząsań. A może już szykują plan zbudowania nowych, jeszcze mocniejszych wież i przeciągnięcia pomiędzy nimi łańcucha, by chronić to, co najcenniejsze...
tagi: średniowiecze rzym watykan cywilizacja śmierć lech jęczmyk leon iv 17 lipca saraceni
![]() |
Alfatool |
17 lipca 2024 12:47 |
Komentarze:
![]() |
Czarny @Alfatool |
18 lipca 2024 10:17 |
Jako młody czytelnik fantastyki oczywiście znałem Lecha Jęczmyka. Zapamiętałem z niego zupełnie nic, prócz tego, że był kiedyś naczelnym "Fantastyki". Oczywiście, "Kroki w nieznane" przeczytałem w całości - z nich również nic nie pamiętam. Okazuje się po raz kolejny, że patrzyłem nie tam, gdzie było warto.
![]() |
Alfatool @Alfatool |
18 lipca 2024 10:53 |
Taką wiadomość z Akademii Radia Wnet dostałem:
Wczoraj upłynął rok od śmierci pana Lecha Jęczmyka. Cieszymy się, że był z nami i żałujemy, że już go nie ma.
Pani Magda Jęczmyk zaprasza na mszę za jego duszę 18.07.2024 o godz. 18.00 do kościoła na Żoliborzu przy ul. Gdańskiej 6A.
Dołączmy osobiście albo duchowo.
![]() |
Alfatool @Czarny 18 lipca 2024 10:17 |
18 lipca 2024 11:06 |
Ja raczej byłem na bakier z S-F. Przeczytałem Czarnoksiężnika z archipelagu, Władcę pierścieni, Hobbita, Ubika, pierwszy tom Diuny i pierwszy tom Gry o Tron i pierwszy tom Harrego Pottera.
Parę książek Vonneguta. "Fantastyki" nie czytałem.
Felietony pana Lecha czerpią z s-f ledwie preteksty do zupełnie niezwykłych intelektualnych wycieczek, w tak różne obszary naszego świata i cywilizacji że ho-ho. Szczerze polecam.
![]() |
Alfatool @Alfatool |
19 lipca 2024 11:31 |
Szanowni Nawigatorzy.
Pisząc tekst o panu Lechu nie miałem pojęcia, że jego osobie i twórczości poświęcona będzie konferencja. Dziś się o tym dowiedziałem. Gdyby ktoś miał ochotę w niej uczestniczyć to podaję szczegóły:
Sobota, 20 lipca AD 2024 Konferencja "Lech Jęczmyk realista i wizjoner: jak patrzeć na to co ukryte?” Warszawa, ul. Kopernika 30, sala konferencyjna na pierwszym piętrze Organizator: Centrum Edukacyjne Powiśle w Warszawie
PROGRAM
13.00 Powitanie i Start Konferencji
13.15 Marek Oramus "Lech Jęczmyk i fantastka jako klucz do zrozumienia rzeczywistości"
13.50 Rafał Ziemkiewicz "Fantastyka i polityka - dwie planety w życiu Lecha Jęczmyka - a może dwie strony tej samej planety?"
14.25 Jadwiga Chmielowska "Wyprawa Kijowska Lecha i przyjaciół"
14.50 Przerwa kawowa
15.15 Arkadiusz Miksa "Światopogląd polityczny Lecha Jęczmyka – próba bilansu”
15.50 Tomasz Łupina. „Lech Jęczmyk i Spiskowa Praktyka dziejów”
16.25 Rafał Mossakowski „Dla Lecha Jęczmyka nie było tematów tabu”
17.00 Podsumowanie i Zakończenie Konferencji