-

Alfatool : Między Alfą a gammą ale bardziej w stonę Alfy

Dumania nad gablotą, czyli o romantycznych Germanach, Bałtach – pacyfistach i umacnianych nauką rytuałach

dedykuję Pioterowi

Co tu dużo gadać – lubię zwiedzać muzea. Równie chętnie te nigdy wcześniej nie oglądane, jak i te które już dobrze znam. Odwiedzam je, bowiem jestem ciekaw, co się zmieniło jeśli chodzi o wystawę, sposób opowiadania. Intryguje mnie, co tym razem zostało wyeksponowane, a co poszło w kąt. Równie istotne jest moje postrzeganie i odpowiedź na pytanie, czy jestem w stanie w starych eksponatach dostrzec coś nowego, czego jak dotąd nie zauważałem.

Muzeum, które zwiedzałem i zwiedzam w miarę regularnie jest niewielka placówka zlokalizowana w zabytkowym budynku ratusza w Mrągowie. Przez wiele ostatnich lat funkcjonowała ona w oparciu o dość prosty schemat, czyli jedną część ekspozycji stanowiła jakaś wystawa tematyczna, drugą wystawa związana z regionem, która głównie opierała się na ekspozycji pobitych garów, czyli „skorup pradawno-użytkowych”. Równie chętnie eksponowano w Mrągowie i to od całych dekad wyroby mniej lub bardziej zaawansowanej metalurgii. Z tego co pamiętam za szczyt kunsztu i muzealnej chwały, uchodziły kolczyki z brązu kształtem przypominające zwiniętego węża, który to układ przestrzenny, przypominał jako żywo to, co dzieciaki lepiły plasteliny w pierwszych klasach podstawówki.

Z wystaw - tych zmiennych - pamiętam z muzeum w Mrągowie celebrę 500-lecia protestantyzmu (2017), a także późniejszą ekspozycję dotyczącą tematu repatriacji. Podczas zwiedzania dawało się odczuć, że od czasu komuny i klepanego wówczas na blachę hasła, że: „myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili”, wiele się zmieniło i że sprawy przynależności, przemieszczeń i ewentualnych powrotów, są dużo bardziej złożone niż zawartość repatriacyjnego wagonu, czy kufra, w którym trzeba było pomieścić cały dobytek. Nota bene taki wielki kufer nadal stoi na stryszku w moim rodzinnym domu, otoczony zaklęciami, by już nigdy nie musiał służyć w żadnych życiowych podróżach.

Ale wróćmy do mrągowskiego muzeum i do mojej ostatniej w nim wizyty. Niedługo po rozpoczęciu zwiedzania stanąłem przed gablotą i już pierwszy rzut oka upewnił mnie, że mam przed sobą prawdziwy skarb.

Oto przed moimi oczami pojawiły się złote i strebrne artefakty upiększone delfinami,

i lwami.

Jeden z eksponatów kształtem przypominał sępa.

Wszystkie wymienione zwierzaki w przyrodzie Mazur nie występują. Wydawałoby się, że w czasach starożytności i wczesnośredniowiecznych stworzenia te były także lokalsom zupełnie nieznane. Kunszt wykonanych przedmiotów w porównaniu z dotychczas podziwianą topornością zwijek z brązu świadczył o tym, że w przedmioty na pewno nie powstały w pramazurskich pracowniach jubilerskich.

O nieprzeciętnej wręcz wyobraźni artysty, niech zaświadczy inny niewielki kawałek srebrnej blaszki, który ukazuje niezwykłe złocone stwory rodem z jakiegoś starożytnego bestiarium.

Jeden z pracowników muzeum bezbłędnie wychwycił mój „opad szczeny” i szybko pośpieszył z objaśnieniami. Przyznam, że byłem tak oszołomiony widokiem maleńkich rozmiarem, lecz bez wątpienia wielkich jeśli chodzi o archeologię odkryć, że nie byłem w stanie zapamiętać wszystkich szczegółów dotyczących odkrycia. Już pobieżne oględziny wskazywały na to, że artefakty przybyły na Mazury, dawno, z daleka i raczej z nie byle kim.

Pod czaszką utkwiła mi jednak nazwa miejscowości, w której dokonano znalezisk. Nie było to zbyt trudne, bo skarb odkryto w Czaszkowie. I tu moje pierwsze wielkie zdziwienie - nikt w opisach tego odkrycia nie zainteresował się etymologią tej jakże ciekawej nazwy miejscowości.

Wstukując frazę „skarb z Czaszkowa” bez trudu uzyskacie sporą listę artykułów i materiałów filmowych, które opowiadają barwnie i w sposób niemal filmowy o setkach unikatowych ozdób pochodzących z III-V wieku naszej ery wykonanych ze szlachetnych kruszców i elementach uzbrojenia odnalezionych w jeziorze Nidajno.

Taką oto fabularną narrację proponują oficjalne strony poświęcone nauce w Polsce:

„Środek nocy. Na jeziorze widoczne są płonące tratwy - na nich połyskują w igrających płomieniach miecze, oszczepy i ozdoby wykonane z cennych kruszców. Na brzegu grupa wojowników wznosi modły do bogów - tak można wyobrazić sobie okoliczności złożenia kilkuset bezcennych przedmiotów na dnie jeziora Nidajno na Mazurach”.

Z tychże stron dowiadujemy się także o bardzo romantycznych zwyczajach Germanów, którzy przed wiekami byli zupełnie pozbawieni zmysłu praktycyzmu i chęci bogacenia się na przedmiotach ludzi umarłych. Przyznaję, że bardzo kłóciło się to z wizjami, którymi tuczono mnie w czasach naiwnej młodości. Kiedy jednak wnikniemy w nieco dokładniej w naukowy przekaz, to okaże się, że opisane zwyczaje były charakterystyczne dla Germanów ale bardziej tych z południowej Skandynawii:

„Deponowanie broni i kosztowności w bagnach i zbiornikach wodnych było typowym starożytnym obyczajem Germanów - znanym głównie z terenów południowej Skandynawii – przekonuje w rozmowie z PAP kierownik wykopalisk w Czaszkowie dr Tomasz Nowakiewicz z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Archeolodzy spodziewali się odnaleźć ślady po podobnych praktykach w Polsce na terenie Pomorza. Tak też się stało w miejscowości Lubanowo. Wcześniejsze odkrycia z tego obszaru były dokonane przypadkowo i naukowcy nie posiadają ich pełnej dokumentacji, więc nie są dla nich wiarygodne.

\"W przypadku Pomorza podobne ślady można wytłumaczyć łatwiej, ponieważ ziemie te były zamieszkiwane wówczas przez Germanów, ale ówczesne Mazury były zasiedlone przez Bałtów. Dlatego odkrycie takiej formy rytuału bardzo nas zaskoczyło\" - opowiada PAP Nowakiewicz.

Bałtowie byli ludem zamieszkującym południowo-wschodnie pobrzeże Bałtyku. Ich obecnymi przedstawicielami są Litwini i Łotysze (a do średniowiecza byli nimi także Prusowie – w starożytności zwani Estiami). Byli znani Rzymianom - ich obecność została odnotowana w źródłach pisanych głównie z tego względu, że dostarczali do Italii drogocenny bursztyn. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Czaszkowa archeolodzy odkryli do tej pory wiele miejsc - osad i cmentarzysk, użytkowanych przez Bałtów w 1 poł. I tysiąclecia n.e. Bez wątpienia Pojezierze Mrągowskie było wówczas kwitnącą krainą (wytłuszczenie moje) – przekonują naukowcy.

\"Jesteśmy pewni, że broń trafiła do wody nie w wyniku działań zbrojnych, bo była rytualnie zniszczona - przepalona, pocięta, połamana i zgięta - podobne praktyki znane są z podobnych miejsc ceremonialnych w Skandynawii\" – przekonuje współprowadząca wykopaliska w Czaszkowie dr Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk”.

No cóż. Jako rodowity mrągowianin poczułem się bardzo mile połechtany wiadomością, że i przed wieloma wiekami mieszkańcy egzystowali tutaj w „kwitnącej krainie”.

Szperając jednak w sprawie czaszkowskiego skarbu nieco głębiej, znalazłem w artykule pani Agnieszki Krzemińskiej takie oto twierdzenia:

„Zamieszkujący Mazury Bałtowie nie mieli w zwyczaju umieszczać w jeziorach depozytów broni, jak od ostatnich wieków przed Chrystusem czyniono w świecie skandynawsko-germańskim. Archeolodzy kojarzą go z obyczajowością wojowników tworzących doskonale wyszkolone drużyny, które od przełomu er zaczęły robić w Europie coraz większe zamieszanie, aż w końcu ruszyły na południe, by zagrozić Imperium Rzymskiemu. Przypuszcza się, że wojownicy po wygranej bitwie wrzucali do jeziora symbolicznie „zabitą” (pogiętą, połamaną i spaloną) broń pokonanych, którzy w ten sposób nie mogli już im więcej zagrozić. Czy tak było też nad Nidajnem?”.

I dalej:

„– Od schyłku III do VII w. w grobach mazurskich nie ma broni, być może jezioro czaszkowskie było jednym z wielu miejsc, gdzie ją topiono? Bierzemy także pod uwagę możliwość odprawiania nad Nidajnem pewnych rytuałów związanych z uroczystościami pogrzebowymi wojowników. Oznaczałoby to, że germański zwyczaj topienia broni połączono tu z lokalnymi zwyczajami pogrzebowymi Bałtów. Mielibyśmy zatem przykład synkretyzmu kulturowego i sytuację bez jakichkolwiek analogii – zastanawia się dr Rzeszotarska-Nowakiewicz”.

Teraz wypadałoby na podstawie uzyskanych informacji wyobrazić sobie życie w owej „kwitnącej” krainie.

Otóż mamy w niej jakiś germańsko-skandynawskich wojowników, a obok nich Bałtów. Ci ostatni uznają oręż za element funeralnie niepożądany. Oczywiście możemy się jedynie domyślać dlaczego broni w grobach nie ma. Może była dla Bałtów sakralnie nieistotna, bowiem nie byli wojownikami. Istnieje też mniej prawdopodobna opcja, że ich broń była wykonana z materiałów archeologicznie niewykrywalnych, czyli takich, które nie przetrwały do dziś. Dajmy na to z nietrwałego drewna, konopnego sznurka lub skórzanego rzemienia.

Możemy też (chyba?) wziąć pod uwagę opcję, która jako żywo przypomina dzisiejszy cywilizacyjny model zarządzania bronią, a więc założyć, że to realna władza decyduje o tym, kto ma dostęp do broni, a kto nie. Dlaczego zatem nie przyjąć, że obecność germańskich wojowników na danym terenie wiązała się z wprowadzonym przez nich zakazem posiadania broni pośród dużo mniej zaawansowanych technologicznie lokalsów. Jak pokazuje dzień dzisiejszy, taki model niesłychanie ułatwia prowadzenie rządów, więc niby dlaczego zakładać, że nie był powszechny on w czasach „romantyczności” Germanów z południowej Skandynawii. Wszak wtedy niezależnie od tego, czy zmilitaryzowane drużyny zarządzały handlem bursztynem, czy handlem niewolnikami, czy też organizowały zbrojne siły reagowania na obrzeżach Cesarstwa Rzymskiego, limitowany dostęp do broni znacznie by ułatwiał tę działalność, bo praktycznie wykluczał lokalne bunty. Wymiana handlowa mogła się więc toczyć w miarę bezpiecznie i w zakresach geograficznych i cenowych narzucanych przez zbrojne ramię elit. Gdyby natomiast chodziło o model niewolniczy, to mielibyśmy do czynienia z pacyfistyczną hodowlą siły roboczej ubogacanej lepieniem garnków i wyplataniem tekstyliów. W świetle archeologicznych badań ten idylliczny, by nie rzec „kwitnący” stan, mógł trwać całe wieki ale z jakichś względów uważany jest przez badaczy za tak nieprawdopodobny, że żaden z nich nie wysuwa nawet takiej hipotezy.

Pojawi się oczywiście pytanie, dlaczego tak hipotetycznie odarci przeze mnie z romantyczności, a bardzo „upraktycznieni” Germanie, mogli decydować się na niszczenie broni i topienie tak wspaniałych artefaktów. Żeby nieco odromantycznić tę kwestię musimy sięgnąć do kolejnych faktów o wydobytych przedmiotach, ustalonych przez naszych naukowców i ich przypuszczeń:

1: „Niektóre z nich wyglądały, jakby po przepaleniu na stosie włożono je do worka lub owinięto tkaniną i wrzucono do jeziora, ale czasami resztki drewnianych konstrukcji mogą sugerować, że już przepalone przedmioty kładziono na podestach lub platformach i dopiero wówczas je topiono – mówi dr Rzeszotarska-Nowakiewicz”.

2. „Wspaniałe miecze czy złocone pasy mogły być w użyciu przez kilka pokoleń, a zatem trafiły do jeziora po kilkudziesięciu lub więcej latach od czasu ich wytworzenia”.

3. „Przypuszcza się, że wojownicy po wygranej bitwie wrzucali do jeziora symbolicznie „zabitą” (pogiętą, połamaną i spaloną) broń pokonanych, którzy w ten sposób nie mogli już im więcej zagrozić. Czy tak było też nad Nidajnem?”.

Zacznijmy od ostatniego „archeologicznego” wykopaliska, czyli cytatu numer 3. W pramazurskiej „kwitnącej” krainie powinna była się odbyć jakaś bitwa i (rozbierając to zdanie logicznie) „Germanie” powinni ją wygrać. Mało zaawansowanym technologicznie i zbrojeniowo Bałtom nie powinno się to przecież udać, ale nawet gdyby, to po co mieliby oni rozstawać się z kunsztowną zdobytą podczas bitwy bronią? Umówmy się, że przejmowanie rytuału od wcześniej ukatrupionego Germańca raczej nam do układanki nie pasuje. Jest też opcja, że na dzikich skrajach imperium odbyła się walka między Germanami i kimś innym niż Bałtowie. Pojawia się więc pytanie z kim dysponującym tak zdobioną bronią mogli tę bitwę toczyć i wygrać „Germanie z południowej Skandynawii”, żeby potem te skarby rytualnie utopić? Przecież nie ciągnęli zdobytej na wrogach broni przez pół Europy, żeby je chlupnąć w jeziorku na Mazurach położonym koło niczego?

Może klucza do zagadki należałoby szukać w cytacie numer 2? Broń i jej zdobienia używana przez pokolenia (umówmy się, że widząc te zdobienia, też byśmy o nią nielicho dbali) była materialnym śladem człowieka, jego rodu i jego przynależności. Wyobraźmy sobie, że ktoś bardzo znaczący dotarł na krańce kontrolowanego przez zbrojne drużyny świata i chciał ubić duży interes. Tyle, że coś mogło pójść nie tak i zamiast interesu ubito biznesmena i jego eskortę. Towar i pieniądze nie nosiły „indywidualnych znamion”. Broń – jak najbardziej. Żeby zatrzeć ślady „incydentu” należało ją zniszczyć (by była bezużyteczna, a jej ponowne użycie nie wchodziło w rachubę) i zatopić. Gdyby rozbójniczy proceder był nieco bardziej powszechny i nie ograniczał się do incydentu, to wyznaczenie „dziupli do anonimizacji i anihilacji” broni (pod młot, do ognicha, do wora i na podpalonej tratwie do jeziora) wydatnie zmniejszało prawdopodobieństwo udowodnienia procederu.

Przyznacie jednak, że w takich okolicznościach, wraz ze starożytną bronią znika jednak bezpowrotnie aura romantyczności Germanów z południowej Skandynawii, którzy stają się nieco złowieszczy i do bólu, by nie rzec do cudzej grobowej deski praktyczni.

To są oczywiście amatorskie i zupełnie nienaukowe dumania nad gablotą pełną ciekawych eksponatów i wypadałoby je czymś podeprzeć.

Dlatego muszę się pochwalić innym znaleziskiem, które choć odrobinę moje prymitywne hipotezy uprawdopodobni. Oto gdzieś na morskich pograniczach dzisiejszej Estonii odnaleziono pradawne łodzie wyładowane ciałami 41 wojowników. Te trupy zawleczono na dwa statki i poprzesypywano ziemią. Badacze twierdzili, że był to oczywiście pochówek rytualny, bo pochowanym towarzyszyły liczne kości bardzo różnych zwierzątek i broń. Tytuł wpisu w wikipedi rozwiewa wszelkie wątpliwości - Pochówek łodziowy w Salme.

Otóż ten pochówek był moim zdaniem, jak na działania rytualne nieco dziwnie umiejscowiony:

„Uwzględniając zmiany poziomu morza łódź była pierwotnie położona około 1,2 metra nad poziomem morza, około 100 metrów od jego brzegu”.

Pierwsze co mi przyszło do głowy, to teoria, że ktoś zarządzający jakimś sporym biznesem przeciwstawił się skutecznie zbrojnej napaści, po czym przetransportował trupy pokonanych na lądzie napastników na ich łodzie, które chciał dociążyć, by je zatopić, czyli pozbyć się dowodu zbrodni i odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Być może miał zamiar przyśpieszyć wysłanie okrętu na dno transportując na pokład wypełniony trupami dużą porcję żaru i popiołu z ogniska, w którym poniewierały się nie dopalone kości zwierząt.

Cóż mogę rzec - widocznie tym razem teoria pochówku rytualnego nieco za bardzo kłóciła się z okolicznościami i z odkrytymi szczegółami. W każdym razie wikipedyczny wpis od pogrzebowego „rytuału” nieco się dystansuje. Zerknijmy:

„Pierwotnie archeolodzy skłaniali się do hipotezy, że Skandynawowie udali się ze zbrojną misją z planem opodatkowania ówczesnych mieszkańców Saremy, jednak zostali odparci, po czym poległych napastników pochowano wedle rytuału skandynawskiego”.

W późniejszych publikacjach przeważa pogląd, że Swearowie stanowili misję o charakterze dyplomatycznym i handlowym, podróżującą w eskorcie elitarnego oddziału wojowników, która została zaatakowana i zwyciężona przez konkurentów do kontroli nad bałtyckimi szlakami komunikacyjnymi, zapewne Gotów”.

To podsumowanie nielicho mnie skonfudowało, bowiem chyba (?) świadczyłoby o tym, że synkretyzm rytualno-funeralny przeniósł się tym razem z Germanów zwanych tu Swearami na Gotów i że to Goci wyprawili Wikingom „rytualny” pochówek. Ale musimy przyznać, że odprawianie rytuałów sto metrów od linii brzegowej musiało wymagać od Gotów nielichego samozaparcia, by nie rzec religijnego fanatyzmu.

Na podstawie ostatniego wikipedycznego zdania bez wątpienia możemy jednak stwierdzić, że o kontrolę nad szlakami toczyły się zaciekłe boje, a rzezi na „elitarnych oddziałach” nie mogli dokonać słabo wyposażeni lokalsi.

Zdanie to świadczy też chyba o tym że, romantyczne historie i teorie, mogą jednak przegrywać z opowieściami, w których króluje praktycyzm. Rytuały przegrywają z konkurencją, kontrolą szlaków, czyli biznesem. Możemy sobie tylko wyobrażać jak bardzo „kwitnąco” wyglądało życie zacofanych metalurgicznie i nie mogących się skutecznie bronić lokalsów w krainach przeczesywanych przez elitarne oddziały wojowników dysponujących drogą bronią, która była tak cenna, że przechodziła z pokolenia na pokolenie, albo ginęła w toniach akwenów, by nie ściągnąć czyjejś zemsty. Ja oczywiście teorii o rytuałach pogrzebowych Wikingów nie staram się obalić. Raczej apeluję o nieco ostrożniejsze jej używanie.

Stojąc nad tymi skarbami dumałem także o tym, co odkryją archeolodzy za dajmmy na to 2 tysiące lat i co napiszą o współczesnych pochówkach? Załóżmy (czysto hipotetycznie i nieczysto pesymistycznie), że któregoś dnia ogromny elektroniczny impuls spowoduje, że wiedza zgromadzona w internecie po prostu „wyparuje”, a kilka udoskonalonych bomb obróci w perzynę największe miasta. Po wiekach archeologowie zaczną rozgrzebywać pradawne cmentarze i odkryją i odczytają nielicznie zachowane książki i to na dodatek te pochodzące z prowincjonalnych publicznych bibliotek? Jakież to naukowe teorie mógłby zrodzić taki hipotetyczny stan?

Zapewne obowiązywałaby narracja, że w grobach z przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia znajdujących na terytorium niegdysiejszej Polski nie odkrywa się broni. Kto nią dysponował? Otóż zachowane egzemplarze oznaczone cyrylicą i językami krajów Europy Zachodniej świadczą, że przygniatająca większość uzbrojenia należała do wschodnich Słowian z dużą domieszką genów mongolskich, a pozostała część do plemion anglosaskich i germańskich. W związku z tym należy przypuszczać, że plemiona tubylcze były nastawiono do przybyszów bardzo pokojowo, a ludy ościenne dbały o harmonijny rozwój i bezpieczeństwo tutejszych szlaków handlowych.

Tubylcza ludność żyła w kwitnącej krainie, a w czasie wolnym od pracy, zajmowała się czytaniem powieści o miłości; lekturą fantastycznych wręcz sag z przeszłości gęsto opatrzonych wizerunkami cycatych odzianych w lemparcie skóry i uzbrojonych po zęby kobiet; historiami o wykrywaniu sprawców zbrodni i działalności przestępczej, których prowodyrami byli zazwyczaj przywódcy religijni i kapłani.

Znaleziono na tych terenach także datowane na XX-XXI wiek masowe groby ze szkieletami i czaszkami podziurawionymi kulami. O dziwo skrupulatne badania wykazały, że w czaski strzelano od tyłu, a szkielety nosiły ślady kul wystrzeliwanych od przodu.

Badacze wysuwają tezę, że od czasu do czasu miały tu miejsce okrutne mordy rytualne. Najprawdopodobniej lokalni duchowni ściągali za pomocą bogactw zdobytych w wyniku przestępstw i nadużyć, uzbrojone grupy plemion ościennych. Te ściągane z zachodu preferowały rytuały polegające na stawianiu pokonanych, śmiercią oko w oko, a te "zaproszone" ze wschodu wręcz odwrotnie. Odpowiedzialność sprawcza spada najprawdopodobniej na kapłanów. Rytuały rozpoczynały się zapewne od palenia bibliotek zawierających niewygodne dla duchowieństwa treści, a kończyły masowymi i okrutnymi mordami ludności buntującej się przeciw władzy i niegodziwościom kasty kapłańskiej, którym to buntom przewodziły dzielne i odziane w centkowane skóry kobiety.

No i jak? Czyste fakty, w dodatku opatrzone rytualną naukową hipotezą!



tagi: archeologia  germanie  wikingowie  mazury  goci  muzeum w mrągowie  skarb z czaszkowa  rytuał pogrzebowy  uzbrojenie  teorie naukowe  groby 

Alfatool
27 maja 2024 14:56
30     990    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Pioter @Alfatool
27 maja 2024 16:03

Interpretacja świetna, ale baaaaaaardzo dużo Ci brakuje do tych archeologów z Mrągowa. Znając zwyczaje Gotów opisane przecież przez jednego z nich (Jordanesa) to pochówki zabutych w walce Wikingów wyglądały by tak, że trupy zabitych ozdabiały wszystkie okoliczne drzewa. A jedyny ceremoniał pogrzebowy to były by słowa "hej ho" przy nabijaniu ich na kolejne gałęzie.

Tyle podsumowania.

A ozdoby piękne. Delfiny z Syrakuz, lwy z Babilonu i bałtyckie gryfy. I nawet egipski sęp się trafił (z tym, że tam to była ozdoba królowej). Skąd się wzięły w Prusach? Najprościej powiedzieć, że przybyły z właścicielami do Truso, a później z kolejnym pokoleniem dostały się bardziej na południe. A ich pierwotni właściciele to była szlachta z Morza Śródziemnego (srebro i złoto tam widzę), a nie najemnicy do pilnowania karawan kupieckich pzybywających tu po bursztyn.

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @Pioter 27 maja 2024 16:03
27 maja 2024 16:26

Rzeczywiście tropy pochodzenia wiodą na Bliski Wschód:

"Badaczom udało się wytropić pochodzenie fragmentów szklanego pucharu, który również trafił do jeziora ponad półtora tysiąca lat temu: został on wykonany ze szkła wytopionego z piasku pochodzącego z dna strumienia Na’aman płynącego pod Akką w Izraelu!".

Jednak gołym okiem widać ślady mechanicznych i termicznych zniszczeń, więc może to próba ukrycia śladów po likwidacji grupy zmierzającej z jakąś  znaczącą ofertą handlową, albo znak wielkich nieporozumień co do ceny.

Dla mnie historią wręcz nieprawdopodobną jest to, że skarb trafił do tak małej muzealnej placówki. Podobno badania były finansowane z kiesy lokalnej, a to z kolei sprawiło, że "centrala" musiała go oddać prowincji.

 

zaloguj się by móc komentować

Pioter @Alfatool 27 maja 2024 16:26
27 maja 2024 16:43

Nie tylko to. Zmieniły się przepisy i teraz artefakty archeologiczne muszą być zdeponowane w placówce położonej najbliżej miejsca ich wydobycia. Są wtedy na wystawie, a nie w skrzyniach w magazynie

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Alfatool
27 maja 2024 20:26

Zmiażdżyłeś mnie...:). Znowu uśmiałem się po pachy. Wszędzie widzą tylko kult, świątynie, rytuały i kapłanów. Tych drugich na "k" nie widzą, choć bogactwo skarbu aż krzyczy, że to jakiś gruby biznesmen był właścicielem. 

Wyobraź sobie, że podobnym "synkretyzmem" kulturowym tłumaczą naukowcy (z tego co czytałem w wiki) to, co powstało po likwidacji tzw. Kultury Łużyckiej. I też dotyczyło to tetenów dzisiejszej Litwy i Białorusi. Te tereny po prostu odkrywają takie artefakty i takie trupt, o których najchętniej każdy naukowiec by zapomniał, bo rozwala wszystkie prace naukowe, łącznie z habilitacjami. Niestety co rusz jakiś "głupi ambicjoner" wpada na pomysł przeszukania a to jezior, a to jakis szuwarów czy lasów i znajduje to COŚ. Ale o zgrozo! Ci ambicjonerzyvjeszcze to COŚ wystawiają na widok publiczny. No i trzeba wtedy pisać te niekompatybilne i kretyńskie opisy do artefaktów. 

Ciągle nam mówią, że my to prowincja, ale jakoś nie potrafią nam sensownie wytłymaczyć po co w takim razie o tę prowincję było juz tyle wojen, dewastacji i mordów, w tym masowych? Ileż to kapitałów utopiono nie tylko w jeziorach? Przecież wojny kosztują. Kontrola nad terytorium tak niestabilnym kosztuje też dużo. Wychodzi mi na to, że tu u nas nad południowym Bałtykiem były jakieś mityczne góry złota. I nikt nie chce się jawet zastanowić, co było tymi górami złota. 

To niszczenie broni jak żywi przypomina mi niszczenie rzeczy niesprzedawalnych, nie dających sie spieniężyć bez tyzyka ściągnięcia sobie na kark konkretnych ludzi. A zatem te trupy należeć musiały do poważnych gości, których nikt bezkarnie zabić nie mógł 

Fajne story...:)

 

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @Alfatool
27 maja 2024 20:37

Dzięki. Myślisz, że z takim tekstem mogę uderzyć do jakiegoś urzędu jako popularyzator synkretynizmu , lokalnych muzeów i bibliotek publicznych?

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @Alfatool
27 maja 2024 20:38

Dzięki. Myślisz, że z takim tekstem mogę uderzyć do jakiegoś urzędu jako popularyzator synkretynizmu , lokalnych muzeów i bibliotek publicznych?

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @Alfatool 27 maja 2024 20:38
27 maja 2024 20:55

Myślę, że w tych placówkach nikt nie zrozumie, że to synKRETYNIZM...:). Po prostu uznają Cie nie za popularyzatora, a za kontrolera z centrali...:)

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Alfatool
27 maja 2024 23:21

Mrągowo.

:)

 

To tylko ładne rzeczy.

Pytanie:

nie ważne jest, kto zatopił, ale kto wydobył ?

 

P.S.

za plecami otwiera się album Rom....

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @MarekBielany 27 maja 2024 23:21
28 maja 2024 12:39

Ja uważam, że za odnalezienie i pokazanie światu, że nasze ziemie rodzą nie tylko garnki, zasługuje na szczególne uhonorowanie i państwowe zaszczyty.

Natomiast "rekonstrukcje fabularne" oceniam jako bohaterską próbę obrony pewnej koncepcji, która ma wszelkie znamiona antykoncepcji, czyli "spędzania w zarodku" wszelkich innych teorii.

Mrągowo dostało ważny powód, by się w nim pojawić.

Kwestii otwierającej się za plecami niestety nie jestem w stanie w 100% zidentyfikowoać.

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @OjciecDyrektor 27 maja 2024 20:26
28 maja 2024 13:04

Dla mnie takie "story", to - jak zwykle - okazja, by z mej (niedouczonej, przyznaję) głowiny wywlekać różne refleksje, niekoniecznie dobrze trzymające się kupy. Tym nie mniej obawiam się, że:

- Ci "archeolodzy", co to produkują objaśnienia doklejane do znalezionych artefaktów, pochodzą z wiadomej szkoły, i wiadomo przez kogo i po co zaopatrywanej w takie właśnie wzorce objaśnień. Stąd ci "Germanie", którzy na pewno dotarli na te ziemie tysiąc lat później i zabrali wszystko jej mieszkańcom, wydzierając nawet ich IMIĘ. Lecz czy byli tutaj tysiąc lat wcześniej?? jest to dosyć wątpliwe.

- Przypomina mi się też kwestia "zamków krzyżackich", których "krzyżackość" jest w sposob dość dobrze udokumentowany PODWAŻANA, co skłania ku tezie, że to poprzedni władycy tych ziem je zbudowali, może nawet bardzo dawno temu i że nie trwało to jakieś marne kilka dziesiątków lat, lecz znacznie dłużej. Pytanie się więc ciśnie na usta, co jeszcze było w zasięgu ich możliwości.

- I jak zwykle na "cytaty" mi się zbiera z dzieła Felice Vinci, stawiającego wieeelki znak zapytania odnośnie "zadekretowanej" historii Europy, zbudowanej na "podwalinach" rodem z Homera. A przecież wystarczy dokładnie wczytać się w niektóre strofy Iliady, by dostrzec, że to nie autentyk, lecz plagiat. Ta Itaka, nie tam zlokalizowana, gdzie napisał/przepisal, te BIAŁE NOCE podczas bitwy pod Troją, uparcie nazywane nocami w świetle księżyca i tysiące szczegółow mniejszej wagi. Nie wiadomo tylko z czego przepisał, jeśli  pisma wcześniej (jak zadekretowano) zupełnie nie znano??? Stąd te bajania o bajarzach, co to "hodowani" byli przez stulecia tylko po to, by na koniec niejaki Homer mógł ich wysłuchać i wreszcie ich historie zapisać. Ktoś musiał wiedzieć z góry, że przyjdzie ten Homer i trzeba mu materiał przygotować mimo wszelkich kataklizmów dziejowych, co niszczyły cywilizacje, ale obyczaju "bajarskiego" zniszczyć nie były w stanie.

- No i na koniec Sankt Petersburg, "zbudowany" przez Piotra zwanego Wielkim ... Sami Rosjanie, co bardziej światli, przedstawiają niezliczone dowody, że ta legenda jest zwyczajnym kłamstwem, a ten "Petersburg" Piotr tylko odkopał z bagien, bo tylko na tyle były przydatne "technologie", jakimi dysponował. Kto natomiast i kiedy stworzył to arcydzieło architektury i sztuki, to nie wiadomio nadal i nikt sie nie spieszy, by tę lukę w wiedzy wypełnić. Podobnie, jak badania pobojowiska Tollensee ...

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @Zdzislaw 28 maja 2024 13:04
28 maja 2024 13:37

Przypomina mi się też kwestia "zamków krzyżackich", których "krzyżackość" jest w sposob dość dobrze udokumentowany PODWAŻANA, co skłania ku tezie, że to poprzedni władycy tych ziem je zbudowali, może nawet bardzo dawno temu i że nie trwało to jakieś marne kilka dziesiątków lat, lecz znacznie dłużej. Pytanie się więc ciśnie na usta, co jeszcze było w zasięgu ich możliwości.

Tu narracja się zmienia, jeśli choć trochę podrążyć.  Choćby takie zestawienie:

https://www.it.mragowo.pl/wykopaliska,3,750,pl.html?calendar=6-1997

Bezławki, stanowisko I

Duże grodzisko wczesnośredniowieczne, zlokalizowane na wysokim brzegu Dajny, na południowym skraju terytorium Barcji. Badania w 2000 r. prowadził tu Tomasz Nowakiewicz. Miejsce to zachowało istotne znaczenie już po podboju ziemi Bartów przez Krzyżaków, przez pewien czas funkcjonując z równolegle z zamkiem Bäslack. Nieliczna seria spektakularnych zabytków wskazuje na rozległe kontakty Bezławek ze Skandynawią, Rusią i Litwą.

Boże, stanowisko I

Niewielkie, silnie zniszczone grodzisko, położone na północ od wsi Boże. Badania prowadził tu w 1997 r. Tomasz Nowakiewicz. Odkryto tu m.in. kamienne podwaliny budynku o charakterze mieszkalnym - być może pruskiej "wysokiej wieży". Grodzisko, wraz z towarzyszącą mu od wschodu osadą otwartą pełniło prawdopodobnie rolę prestiżowej siedziby galindzkiego możnowładcy. Datowane na 2 poł. X-X/XI w.

Natomiast trochę dziwią teksty opatrzone jednoznacznym tytułem "Czaszkowo - miejsce obrzędowe", gdy jednocześnie treści wyrażają mnóstwo wątpliwości i mnożą scenariusze:

"Widoczne na zabytkach z Czaszkowa niespotykane nagromadzenie prestiżowych oznak władzy jest zjawiskiem unikatowym nie tylko w skali Mazur, ale wręcz całego kontynentu. Jednak wciąż nie są jasne przyczyny ich umieszczenia w mazurskim bagnie. Nie wiadomo także, czy swe rytuały sprawowali tu członkowie jakiejś germańskiej drużyny wracający do swej skandynawskiej ojczyzny znad granic rzymskiego świata, czy też byli to powracający z tego samego terenu bałtyjscy mieszkańcy Mazur, którzy przyswoili sobie prestiżowy rytuał wojowników od poznanych tam Germanów? Nie można też wykluczyć, że najcenniejsze znaleziska z Nidajna, znalazły się na Mazurach jako dyplomatyczny podarunek przekazany w późnej starożytności któremuś z tutejszych wodzów przez jednego z władców antycznego świata".

https://www.archeologia.uw.edu.pl/czaszkowo/

Jak pisałem - mnie jako dociekliwego amatora intryguje etymologia nazwy "Czaszkowo" - skąd te czaszki w nazwie - tego nikt nawet hipotezą nie opatrzył.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @Alfatool 28 maja 2024 13:37
28 maja 2024 14:31

Marna próba naprowadzenia na etymologię.

Piszą, że Czatzkowen  pisano w roku założenia czyli 1552 aby z czasem przejść na zapis Zatzkowen. W spisie ludności z roku 1905 aż 62 pytanych podały za język rodzinny  Masurisch.

Czatzkowen do Czaszkowa nie jest droga daleka o ile głowę decydenta po 1945 spiryt rozsadzał czachę.

zaloguj się by móc komentować

m8 @Alfatool
28 maja 2024 14:57

I co to by było to Masurisch?

zaloguj się by móc komentować

m8 @saturn-9 28 maja 2024 14:31
28 maja 2024 14:58

I co to by było, to Masurisch?

zaloguj się by móc komentować


jan-niezbendny @Alfatool
28 maja 2024 18:10

Artykuł naukowczyni-popularyzatorki z "Polityki" ma wszelkie cechy swojego gatunku, w szczególności pewne rzeczy upraszcza na granicy przekłamania. "Zamieszkujący Mazury Bałtowie nie mieli w zwyczaju umieszczać w jeziorach depozytów broni, jak od ostatnich wieków przed Chrystusem czyniono w świecie skandynawsko-germańskim". Skąd pani Agnieszka wie, czego Bałtowie NIE MIELI w zwyczaju? Są tylko ślady archeologiczne, a ich brak to po prostu brak, a nie pozytywny dowód. Należałoby to przeformułować: "do czasu odkrycia w Czaszkowie nic nam nie było wiadomo, żeby zamieszkujący Mazury Bałtowie mieli w zwyczaju umieszczać w jeziorach na wzór Germanów depozyty broni"? Bałtowie jak najbardziej składali ofiary bagienne, co potwierdzają odkrycia na stanowiskach archeologicznych na północ od Niemna. Teraz wiemy - albo przynajmniej wolno tak przypuszczać - że i daleko na południe od wspomnianej rzeki. Zresztą sama pani Agnieszka konkluduje: "Być może lada moment okaże się, że Czaszkowo to tylko jedno z wielu stanowisk bagiennych na Pojezierzu Mazurskim, a zwyczaj topienia broni był tu kiedyś tak samo popularny jak w Skandynawii". Dodałbym: "i na ziemiach Bałtów od Niemna do Dźwiny i dalej".

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @jan-niezbendny 28 maja 2024 18:10
28 maja 2024 20:24

Może mi się tylko wydaje, ale gdzieś między Niemnem i Dźwiną ulatnia się bagienny romantyzm, choć nasz wieszcz tak się starał...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Alfatool 28 maja 2024 12:39
28 maja 2024 22:50

Dobrze jest, że w koszarach są mieszkania, a plac apelowy jest parkingiem.

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @MarekBielany 28 maja 2024 22:50
28 maja 2024 23:07

Za 2000 lat potwierdzi to tezę o pacyfistycznym usposobieniu lokalsów. 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Alfatool
28 maja 2024 23:21

Rozmawiałem dzisiaj z mamą.

W dziewiątym dziesięcioleciu przypomniała sobie o psie na długiej lonży, który biegał po podwórku u wujostwa.

 

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Alfatool
28 maja 2024 23:22

Plus. Ale gryfy jak najbardziej występowały w okolicznościach Warmii i Mazur, przynajmniej wg podań. 

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @MarekBielany 28 maja 2024 23:21
28 maja 2024 23:55

Ja podpowiedziałem, że w ostanich lat trzydziestu oddychałem w klimatyzowanym pomieszczeniu.

Od sześciu lat nie oddycham, ale nie mam problemów z ociepleniem.

 

Poco ?

 

 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @Alfatool
29 maja 2024 21:15

Scenariusze mogą być różne. Oczywiście chodzi o najbardziej prawdopodobny. Ale pozostaje jeden podstawowy kontrast: położenie Warmii i Mazur na przecięciu "jedwabnych i złotych szlaków" vs. niemota historiografii na ten temat. 

Gryf po raz pierwszy został sportretowany w Sumerze:

zaloguj się by móc komentować

jan-niezbendny @saturn-9 28 maja 2024 14:31
29 maja 2024 22:21

Decydent zastosował się do sugestii specjalisty, który powinien był wiedzieć lepiej. Ale specjaliści też mogą sie mylić. Cytuję źródło internetowe, ale wydaje się, że solidne, dodając dla wygody objaśnienia w nawiasach kwadratowych.

»Nazwa w latach 1938-45: Eisenack. W źródłach przedwojennych: Czaczkowo. W Tece Toruńskiej [Marcina Giersza] mamy formę "Zatzkowo", która z pewnością odzwierciedla zmazurzoną wymowę Cackowo. Wszystko to zdaje się potwierdzać, że poprawną formą jest Czaczkowo (również autorzy NMP [Nazwy miejscowe Polski] uważają, że nazwa ta wywodzi się od n. os. CzaczekCzaczko). U Leydinga [Gustaw Leyding-Mielecki, autor Słownika nazw miejscowych okręgu mazurskiego, t. 1, Nazwy osiedli, Olsztyn 1947] również znajdziemy Czaczkowo, co jednak w erracie poprawia już na Czaszkowo al. Cackowo. Nie wiem, co było przyczyną takiej zmiany zdania, ale KUNM [Komisja Ustalania Nazw Miejscowości] zastosowała się do niej i ostatecznie zatwierdziła formę Czaszkowo. Tak czy inaczej, uważam że należy ją naprostować na tradycyjną, etymologicznie poprawną formę Czaczkowo

Z drugiej strony, Czaszkowo brzmi bardziej romantycznie, wręcz gotycko (w sensie nadanym temu słowu przez Romantyków) i w zasadzie okazało się prorocze. ;)

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @jan-niezbendny 29 maja 2024 22:21
29 maja 2024 22:54

Czyli miejsca "wysypu" czaszek raczej tam nie było, a jeśli już to były "cacy".

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @jan-niezbendny 28 maja 2024 18:10
31 maja 2024 11:17

Otóż to!!! Pani Agnieszka się w ten sposób ,rehabilitował a. Nie pierwszy to bowiem przypadek, źe tzw. Germanom przypisuje się źródłowość rzeczy na które w żaden sposób mieć nie mogli źadnego wpływu. Etnos ten ukształtował się na bazie pierwotnych mieszkańców Skandynawii (męska haplogrupa J2), Wenedów/Słowian (R1a) po przybyciu tam rasy R1b, którą w końcu zdominowała ten teren polityczność, lecz cywilizację przejęła od tych zdominowanych, łácznie że zwyczajem, o którym mowa.

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @Zdzislaw 31 maja 2024 11:17
31 maja 2024 11:23

Sorry za literówki z telefonu

zaloguj się by móc komentować


saturn-9 @jan-niezbendny 29 maja 2024 22:21
31 maja 2024 15:18

THX za rozwinięcie odniesień do aluzyjnie "pękającej czaszki". Dobrze, że decydenci nie uczepili się tej nazwy z lat 1938-45  Eisenack.

W latach po 1989 różnie to bywało.

zaloguj się by móc komentować

m8 @saturn-9 28 maja 2024 15:03
31 maja 2024 23:57

Ciekawe mają podejście do sprawy. W ten sposób w Niemczech by było 15 języków.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować